14 marca 2013

"Igrzyska śmierci" Suzanne Collins [Dwie Piszą #2]


Autor: Suzanne Collins
Tytuł: Igrzyska śmierci
Tytuł oryginału: The Hunger Games
Seria/cykl wydawniczy: Igrzyska śmierci. Tom 1.
Wydawnictwo: Media Rodzina
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz
Data wydania: 2009
ISBN: 978-83-727-8357-8
Liczba stron: 352
Cena: 29,9 zł
Martyna & Natalia - nasza ocena: 10/10





- Chcę dowieść, że jestem kimś więcej niż zaledwie pionkiem w ich igrzyskach.

- Ale nie jesteś kimś więcej. Nikt z nas nie jest. Na tym polegają igrzyska.


„To nie jest książka dla dzieci. To jest powieść dla dojrzałych młodych ludzi, którzy rozumieją, że okrucieństwo jest częścią historii ludzkości, którzy potrafią dostrzec jego znamiona w najbardziej wyrafinowanych formach i którzy jak Katniss mają w sobie odwagę i determinację, by mu się przeciwstawić.” Tym akcentem wprowadzamy Was do naszej recenzji niesamowitych „Igrzysk śmierci” autorstwa Suzanne Collins, amerykańskiej pisarki mającej już na koncie inną serię książek, która jednak w ogóle nie umywa się do tego światowego fenomenu. Tak, jesteśmy zachwycone. Tak, gorąco polecamy. I nie, nie powiemy Wam o niej… ani jednego złego słowa!

Na terenach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, w którym panują rygorystyczne zasady i każde niezastosowanie się do nich obfituje we wszelkiego rodzaju kary. W jego centrum znajduje się imponujący swą nowoczesnością Kapitol, który otoczony jest dwunastoma dystryktami. O ile Kapitolińczycy wiodą niemal rajskie życie, tak mieszkańcy dystryktów zmuszani są regularnie przechodzić przez to samo piekło. Raz w roku, podczas dożynek, z każdego dystryktu wybierana jest dwójka trybutów w wieku od dwunastu do osiemnastu lat - chłopak i dziewczyna, którzy wraz z wybrańcami z pozostałych części kraju stoczą między sobą morderczą walkę na wybranej przez organizatorów arenie w ramach tzw. Głodowych Igrzysk. Ich celem jest przypomnienie mieszkańcom zdarzeń mających miejsce w przeszłości, a konkretnie powstania wobec władzy, którego klęska doprowadziła do zniszczenia trzynastego dystryktu i w ten sposób uświadomić, że wszelki ponowny bunt jest bezcelowy.
Główna bohaterką jest szesnastoletnia Katniss Everdeen, która po śmierci ojca zmuszona jest nauczyć się życia, polowania i przetrwania w trudnych warunkach. Wszystko to po to, aby zapewnić swojej matce i dwunastoletniej siostrze możliwość przeżycia. Mieszka w dwunastym dystrykcie, który uważany jest za najbiedniejszy i niewarty uwagi, dzięki czemu panują w nim luźniejsze kontakty między częścią mieszkańców i Strażników Pokoju zesłanych przez Kapitol. Katniss jest jedną z takich osób. W zamian za przymykanie przez straże oka na jej nielegalne wychodzenie do lasu poza granicami dystryktu i polowanie, dzieli się z nimi zdobyczą. Ryzykuje, że kiedyś zostanie przyłapana, byleby tylko utrzymać rodzinę, co stało się jej zadaniem po śmierci ojca.
Nachodzi dzień dożynek i wyboru dwóch trybutów na siedemdziesiąte czwarte Głodowe Igrzyska. I wbrew temu, co może Wam teraz siedzieć w głowach, Katniss wcale nie zostaje wybrana…

Obie jesteśmy pod gigantycznym wrażeniem po przeczytaniu tej książki. To naprawdę niesamowita pozycja i powinna znaleźć się w biblioteczce każdego żądnego literackich przygód czytelnika. Dlaczego?

(Zapraszamy do linka "czytaj więcej", w którym poznacie opinię każdej z nas na temat tej historii.)

-------------------------------------------------------------------------------

MARTYNA

Z trylogią tą było u mnie tak, że bardzo wiele o nich słyszałam, ale nigdy nie miałam parcia, żeby po nią sięgnąć, ponieważ często zdarza się, że książki, które są bardzo wychwalane przez innych po prostu do mnie nie trafiają. Nie czytałam żadnej recenzji ani nawet do końca nie orientowałam się w kwestii tego, o czym dokładnie jest ta książka. Z góry założyłam jednak, że jest to ciężki kawałek chleba pod względem tematycznym. Nadszedł jednak dzień, w którym sięgnęłam po to dzieło i okazało się, że moja wyobraźnia spłatała mi figla, bo książka jest czymś zupełnie innym niż się spodziewałam. Teraz, kiedy mam za sobą już wszystkie trzy części uważam, że przeczytanie tej trylogii było jedną z najlepszych decyzji, jakie kiedykolwiek podjęłam.

W "Igrzyskach śmierci" akcja toczy się szybko i choć początek jest całkiem zwyczajny, nie sposób oderwać się od tej historii. Już po pierwszych stronach czułam, że powieść jest napisana w sposób taki, który trafi do mojego wnętrza i dokładnie tak było.

Główna bohaterka, czyli szesnastoletnie Katnis Everdeen jest jedną z tych żeńskich postaci, które nie należą do grona tzw. "ciepłych kluch". Ostatnimi czasy jest wręcz epidemia takich bohaterów, a raczej bohaterek, więc z ogromną przyjemnością czytało mi się historię dziewczyny, która jest niezwykle silna (zarówno fizycznie, jak i psychicznie), niezależna i ambitna. Uwielbiam jej upór i wolę walki. Bardzo miło jest przeczytać dla odmiany o dziewczynie, która życie swoje i swojej rodziny zawdzięcza tylko sobie. Od niemalże pierwszej strony pokochałam też to, że jest osobą twardo stąpającą po ziemi.
Zdaję sobie sprawę z tego (bo tysiąc razy spotkałam się już z czymś takim), że wiele osób może pomyśleć sobie teraz "przecież była zmuszona do tego, aby żyć w taki sposób, ponieważ mieszkała w warunkach, które nie pozostawiały jej wyboru". Czy taka opinia jest jednak prawdziwa? Wydaje mi się, że nie, bo Katniss wyraźnie wyróżnia się na tle innych mieszkańców, którzy przecież żyli w identycznych warunkach.
Kolejnym bohaterem, który skradł moje serce jest oczywiście Peeta Mellark. Jestem tą postacią wprost oczarowana. Na początku wydawał mi się trochę słaby i "fajtłapowaty", ale szybko zmieniłam zdanie. Jego bezinteresowność, błyskotliwość i poczucie humoru to główne cechy za które go pokochałam, ale mogłabym wymienić ich jeszcze co najmniej milion. :)
Wielkie serce i pogoda ducha sprawiają, że jest to prawdopodobnie moja ulubiona postać wszech czasów, a są to naprawdę wielkie słowa w moich ustach.

Jednym z wątków powieści jest romans tej dwójki i tutaj pragnę zaznaczyć, że bardzo podobał mi się ten pomysł. Według mnie autorka zrobiła tu kawał dobrej roboty. Nie jest to banalne love story, które w zadziwiająco ekspresowym tempie przeradza się z zauroczenia w głębokie uczucie. Uważam, że jest to świetnie poprowadzony wątek i za to olbrzymie pokłony w stronę pani Collins.
Bardzo dużym plusem jest tutaj dla mnie bijący po oczach kontrast bohaterów. Nie chcę pisać za dużo na ten temat, żeby nie zdradzać zbyt wiele, bo uważam, że o tym trzeba po prostu przeczytać. Dodam, więc tylko tyle, że nie wyobrażam sobie lepszego kandydata na potencjalnego partnera, bo Peetę charakteryzuje wszystko to, co osoba taka mieć powinna.
Och, zapomniałam wspomnieć o Gailu - najlepszym przyjacielu Katniss, który odgrywa tutaj także sporą rolę, bo jak powszechnie wiadomo, trójkąty miłosne są bardzo modne ostatnimi czasy. No więc mamy Gaila, który zna naszą bohaterkę jak chyba nikt inny i jest w niej oczywiście skrycie zakochany, ale ta akurat sprawa kompletnie mnie nie zainteresowała, ponieważ między tą dwójka nie ma absolutnie żadnej chemii. Wszystkie emocje, które odczuwałam przy jakichkolwiek scenach Katniss i Peety nigdy nie miały miejsca kiedy chodziło o Gaila.
Chciałabym jednak w tym momencie odnieść się do jednej rzeczy, czyli do ekranizacji powieści, bo tak bardzo jak pokochałam Peetę w książce, tak w filmie o wiele bardziej kibicowałam Gailowi. Jaka jest tego przyczyna? Otóż według mnie Josh Hutcherson ani odrobinę nie przypominał Peety, który zawładnął moim sercem i nie do końca odzwierciedlił osobowość i czar tkwiący w chłopaku. Liam Hemsworth natomiast nadawał się idealnie do swojej roli i stąd ta sprzeczność.
Nie ma to dla mnie jednak większego znaczenia, bo jestem największą na świecie fanką książki, nie filmu, który moim skromnym zdaniem nie oddaje nawet w połowie uroku powieści. Dlatego też cieszę się, że w pierwszej kolejności wzięłam się za czytanie, a dopiero później za oglądanie, bo gdyby było odwrotnie to książka pewnie nadal znajdowałaby się w gronie tych, z których czytaniem się ociągam.

Oprócz wątku romantycznego mamy tutaj do czynienia z tytułowymi igrzyskami, co jest oczywiście tematem przewodnim powieści i chyba od niego powinnam zacząć, jednakże w świetle mojego uwielbienia i zafascynowania Mellarkiem jest to chyba wybryk wybaczalny ;)
Igrzyska są opisane bardzo szczegółowo i o dziwo autentycznie za co kolejne brawa w stronę autorki. Brutalnie przedstawione wydarzenia i zabiegi jakich użyła Suzanne Collins w swojej książce zadziwiały i nieraz zdarzało się, że czytałam je z otwartą buzią, nie mogą wyjść z podziwu. Setki razy byłam tak zaskoczona biegiem wydarzeń, że całkowicie odcinałam się od rzeczywistości.
Mimo krwawej jatki i walki o przetrwanie na arenie, które z całą pewnością mogą przytłoczyć ogromem tragedii mającej miejsce, wszystko wydaje się być przedstawione w granicach rozsądku i dobrego smaku, za co kolejne wyrazy uznania dla autorki.
Sam styl pisania jest bardzo prosty i z całą pewnością można powiedzieć, że trafia do szerokiego grona odbiorców. W swej prostocie jest jednak doskonały i naprawdę kiedy już zacznie się czytać, nie można przestać. Za to kolejny duży plus.
Pisząc o plusach, chciałabym też wspomnieć o okładce, która na pierwszy rzut oka nie jest jakoś wybitnie zachęcająca, ale gwarantuję, że po przeczytaniu nabiera nowego znaczenia, także nie należy się tym kierować.

"Igrzyska śmierci" czytałam już jakiś czas temu, więc trudno mi jest odtworzyć w głowie wszystkie myśli jakie miałam na temat książki. Preferuje pisanie recenzji "na gorąco", jednak w tym przypadku musiałam poczekać, ponieważ chciałam najpierw poznać opinię Natalii, aby tę recenzję napisać wspólnie, bo byłam przekonana, że będzie oczarowana tak bardzo jak ja.
W każdym razie zachęcam absolutnie WSZYSTKICH do zmierzenia się z lekturą tej powieści. Jest to doskonała odskocznia od istot nadprzyrodzonych, a sama historia zmusza czytelnika do refleksji i przemyśleń na całą gamę tematów. Dodatkowo zapewniam, że całość czyta się łatwo, lekko i przyjemnie. Sama przeczytałam trylogię w niespełna 3 dni. Bardzo żałuję, że nie mam jej w swojej biblioteczce, ponieważ prawdopodobnie byłabym w stanie czytać ją w każdym stanie i o każdej porze dnia i nocy także gorąco namawiam do kupna trylogii, nie do wypożyczenia.

Z całego serca polecam!

Moja ocena: 10/10

---------------------------------------------------------------------------------------
NATALIA

Przyznaję się bez bicia, że w przeciwieństwie do Martyny najpierw obejrzałam film, a dopiero potem sięgnęłam po książkę. Wiem, grzech niewybaczalny. Szczególnie że byłam tak zachwycona filmem, że potem ociągałam się z przeczytaniem pierwszego tomu z obawy, że okaże się on gorszy od ekranizacji. I w końcu dostałam opinię Martyny, że cała trylogia jest niesamowita i muszę ją przeczytać. Zaufałam – mamy tak podobny gust literacki, że niemal zawsze to, co lubi jedna, podoba się też drugiej. Dodatkowo pierwszy tom od dwóch miesięcy stał już u mnie na półce, a ja ciągle nie mogłam się zebrać... W końcu jednak wymierzyłam sobie mentalnego kopniaka i zabrałam książkę na wykłady. Jak zaczęłam czytać w oczekiwaniu na ich rozpoczęcie, tak niemal z płaczem przerwałam, gdy w końcu ono nastąpiło. Skończyłabym książkę w ciągu jednego dnia, ale obowiązki wzywały, więc lektura zajęła mi dwie doby. I mówiąc szczerze, nie istnieje na Ziemi zbyt wiele rzeczy, na które zamieniłabym wrażenia z lektury tej książki.

Ale po kolei…

Zabierając się za „Igrzyska śmierci”, znałam już historię z filmu z niesamowitą Jennifer Lawrence, która swoją grą aktorską sprawiła, że Katniss nie można było nie pokochać. Znałam też Peetę, Gale’a, Haymitcha, Cinnę, małą Rue, ale przede wszystkim znałam zakończenie. Mimo to książka wywarła na mnie ogromne wrażenie – cóż, nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że wersja papierowa jest w większości przypadków lepsza od swojej ekranizacji, a że jestem fanką akurat tego filmu, to taka opinia w moich ustach oznacza coś naprawdę wartego uwagi.

Przechodząc jednak do książki…
Katniss Everdeen jest jedną z moich ulubionych bohaterek wszechczasów. Dziewczyna rzuca cień na własne bezpieczeństwo, dbając o przeżycie rodziny i w tym celu nielegalnie polując czy też pobierając jedzenie z Pałacu Sprawiedliwości, za co do puli trybutów losowanych podczas dożynek dostaje dodatkowe wpisy ze swoim imieniem. Stawia na szali swój udział w igrzyskach oraz, co za tym idzie, swoje życie, byleby tylko ocalić jej bliskich. Jednocześnie postanawia, że nigdy nie wyjdzie za mąż i nie będzie mieć dzieci, gdyż nie potrafiłaby skazać ich na takie piekło.
Dzień dożynek to prawdziwy test jej odwagi. Nie powiem Wam, czego dziewczyna wtedy dokonuje, za to przyznam, że podczas czytania tych scen sama zaczęłam się zastanawiać, co ja bym zrobiła na jej miejscu, czy znalazłabym w sobie tyle siły, by postąpić równie bohatersko. I ponownie - mimo znajomości rozwiązania problemu w filmie, tutaj akcja na nowo mnie zaskoczyła. Nie z powodu jakichś różnic w wydarzeniach, ale dzięki sposobowi, w jaki Suzanne Collins opisuje wszystko, co dzieje się wokół głównej bohaterki, dzięki temu, jak przedstawia nam świat oczami Katniss.
Jej charakter jest godny podziwu i tu znowu ukłon w stronę autorki za taką kreację postaci. Zwinna, sprytna, inteligentna, skłonna do gigantycznych poświęceń i umiejąca szybko dostosować się do sytuacji – dawno tego nie było w literaturze i to zdecydowanie jest jeden z czynników, które przesądziły o sukcesie trylogii. Do tego walczyła do końca, nawet gdy wszystko obróciło się przeciwko jej szczęściu. Ciągle wierzyła w pomyślny scenariusz, jej optymizm był chorobliwie zaraźliwy zarówno dla czytelnika, jak i dla widza.

W sprawie innych bohaterów – cóż, podobnie jak Martyna uwielbiam Peetę Mellarka i całkowicie podzielam jej zdanie. Ach, jak ja bym chciała, żeby mój facet był tak jak on…! I tutaj gigantyczny plus dla pani Collins za kolejną kreację – wielokrotnie nie wiedziałam, czy czyny Peety świadczą o tym, że chce pomóc Katniss czy też jej zaszkodzić. I sama w to nie wierzę, ale to tylko sprawiło, że pokochałam go bardziej. Podobnie miałam w przypadku Damona z „Pamiętników wampirów”… i jak się raz zaczęło z pięć lat temu, tak ciągle nie minęło dzięki obsadzeniu w tej roli Iana Somerhaldera. Ale wracając do tematu…
Co do Gale’a, drugiego bohatera męskiego, którego nie mogło zabraknąć w powieści tego typu, gdyż obecnie trójkąt miłosny niemal gwarantuje sukces – nie wiem, czy taki był cel autorki, ale nie lubię gościa. Jest miły, czarujący i w ogóle, ale psuje mi chemię między Katniss i Peetą, za co z miejsca dostał ujemne punkty. Mówcie, co chcecie, nie przekonam się za Chiny, że uczucie między nim a Katniss byłoby właściwe!

Oprócz dramatu Igrzysk, ich akcji powiązanej z, jak to ujęła Martyna, dość krwawą jatką oraz trójkąta miłosnego mamy również sporą dozę komizmu. Postacie takie jak Haymitch, Caesar, Effie wprowadzają mnóstwo zabawnych sytuacji i dialogów – wierzcie mi, nie sposób się nie śmiać, mimo że zewsząd otacza nas ogrom okrucieństwa prezydenta Snowa.

Właśnie, okrucieństwo. Istnieje od starożytności i mimo że wszyscy byliśmy i jesteśmy jego świadkami w codziennym życiu, ciągle nie umiemy go powstrzymać. Jestem pewna, że wszystkie powstające obecnie dystopijne wizje świata mają w sobie cząstkę, która z pewnością pojawi się w przyszłości i doprowadzi do urealnienia rzeczy opisywanych w takich powieściach jak właśnie „Igrzyska śmierci” czy recenzowana już wcześniej przeze mnie „Atrofia”. Przecież rozmiar okrucieństwa rośnie w zastraszającym tempie, mimo że świat zdaje się tego nie zauważać, a taka obojętność nigdy nie przynosi pozytywnych efektów. Czy tylko ja nie byłabym zdziwiona, gdyby w ciągu kolejnych stu do dwustu lat w jakimś kraju władze rzeczywiście wprowadziłyby takie igrzyska, by siać postrach i trzymać obywateli w ryzach poprzez terror?

Odnosząc się już bezpośrednio do książki, mój egzemplarz nabyłam z wymiany i niestety jest on już z okładką filmową, jednak wciąż liczę na to, że przy kupnie całej trylogii w formie pakietu (tak bardziej się opłaca niż tylko drugi i trzeci tom) upoluję okładkę typowo książkową. Obie bardzo mi się podobają i muszę się znowu zgodzić z Martyną, że po przeczytaniu książki nabierają nowego znaczenia.


Podsumowując, jedyny element historii, którego nie jestem tu pewna, to Gale, chociaż jestem pewna, że jeśli Peeta i Katniss zejdą się w kolejnych tomach, to wybaczę Gale’owi jego uczucie do Kotny (jak ją G. zwykł nazywać – uroczo, nie?). Poza tym jestem książką zachwycona! Wywołała u mnie całą gamę emocji. W sumie po ostatnich moich recenzjach wychodzi na to, że najchętniej wszystko bym oceniła na 10 punków, ale mówi się trudno, że akurat na recenzowanie takich książek padł wybór. Niedługo posypie się trochę gorszych ocen – tutaj jednak nie ma o takiej mowy! Najwyższa nota ode mnie i od Martyny, co razem daje najwyższą notę od nas obu i 10 punktów na tyle też możliwych.

Gorąco polecamy! Zaufajcie nam, że to jedna z ciekawszych pozycji ostatnich lat i mimo że lubię zarówno Harry’ego Pottera, jak i nie mam nic do Zmierzchu, tak ustawienie Igrzysk w tym samym szeregu w jednym z cytatów z tylnej okładki nieco mnie ubodło, bo cała trylogia powinna stanąć na znacznie wyższej półce.

POLECAMY!



Natalia zrecenzowała w ramach wyzwania: "Czytam fantastykę" i "Paranormal romance".

15 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa recenzja, co do książki byłam przekonana już wcześniej, ale zawsze miło potwierdzić, że to dobry wybór

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest pozycja obowiązkowa, więc sięgnij po nią natychmiast! ;)

      Usuń
  2. Czytałam książkę już dawno. Spodobała mi się, ale nie aż tak znowu.. no i według mnie historia wcale zwyczajnie się nie zaczyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z Tobą, też uważam, że początek wcale nie jest zwyczajny ;) Całą historia jest niezwykła i to nas urzekło.

      Usuń
    2. No może po głębszym przemyśleniu sprawy macie trochę racji :P

      Usuń
  3. Całą trylogię mam na swojej półce, ale jakoś nie mogę się za nią zabrać. Zawsze znajdzie się jakaś inna książka, która odciągnie moją uwagę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że miałam tak samo? I teraz żałuję, że aż tyle zwlekałam :)

      Usuń
  4. Całą trylogię mam od jakiegoś czasu na półce, tylko coś się zabrać za nią nie mogę :P

    Dziękuję za link do recenzji :)
    Dodana została do wyzwania,
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak miałam i powiem Ci, że naprawdę warto :)

      Też dziękuję za dodanie do wyzwania :P

      Usuń
  5. Muszę się w końcu 'zabrać' za całą trylogię. Wszyscy ją tak serdecznie polecają! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest naprawdę niesamowita, więc nie ma co się dziwić ;)

      Usuń
  6. Kocham IŚ - całą trylogię, a tak na smaczek dodam, że biorę się za czytanie "IŚ i filozofia"

    OdpowiedzUsuń
  7. ja właśnie się zabieram za czytanie ,mama nadzieje że będzie tak dobra jak mówicie

    OdpowiedzUsuń
  8. z całej trylogii najbardziej spodobała się część 3:)

    OdpowiedzUsuń

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.