Autor: Vina Jackson
Tytuł: Osiemdziesiąt dni żółtych
Tytuł oryginału: Eighty Days Yellow
Seria/cykl wydawniczy: Osiemdziesiąt dni... Tom 1.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Amber
Tłumaczenie: Barbara Kwiatkowska
Data wydania: październik 2012
ISBN: 978-83-241-4453-2
Liczba stron: 336
Cena: 37,8 zł
Natalia - moja ocena: 4/10
Pierwszy tom erotycznej serii Viny Jackson udało się wydać
zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce w takim okresie, że popłynął on na
fali ekscytacji Greyem. W chwili ukazania się książki na polskim rynku prawa do
publikacji kupili już wydawcy w 14 krajach. Nie można więc powiedzieć, że autorzy
– pod pseudonimem kryje się bowiem duet pisarski - nie odnieśli sukcesu. Z
pewnością wiedzieli, o czym należy wspomnieć – a przynajmniej powinni byli,
gdyż on specjalizuje się w tematach związanych z erotyką, a ona znana jest w
londyńskich kręgach sado-maso. Jednak czy ich obeznanie w temacie odbiło się
pozytywnie na jakości historii? Czy zasłużyli na taki rozgłos? Czy
„Osiemdziesiąt dni żółtych” jest warte lektury?
Opis na tylnej okładce mówi, że będziemy mieć do czynienia z
romantyczną powieścią erotyczną wypełnioną akcją i muzyką klasyczną – główna
bohaterka, Summer, jest niespełnioną w związku skrzypaczką grywającą wieczorami
w metrze. Pewnego wieczora jej skrzypce zostają zniszczone… i wtedy z pomocą
przychodzi przystojny i bogaty nieznajomy, Dominik. Oferuje, że kupi jej nowy i
lepszej klasy instrument, jeżeli tylko spełni jedno życzenie – zagra dla niego
prywatny koncert w ustalonym przez niego miejscu i na jego warunkach, których
liczba wzrasta z kolejnymi spotkaniami. Tak rozpoczyna się erotyczna podróż
obojga, która początkowo zdaje się być jedynie mroczną fascynacją z niewielkimi
szansami na prawdziwe uczucie.
Zabrałam się za tę pozycję niedługo po skończeniu Greya. Wydawnictwo reklamowało ją jako pikantniejszą wersję Greya. Może dlatego miałam wobec niej tak wysokie wymagania i może właśnie dlatego
czuję się tak zawiedziona.
W sprawie fabuły – szczerze mówiąc, po trzech koncertach
głównej bohaterki zdążyłam się tak mocno zniechęcić, że dopiero ostatnie
kilkanaście stron udało mi się przeczytać z jakąś namiastką całego tego
zainteresowania, z jakim zasiadałam do lektury. Nie ukrywam, że zraził mnie już
pierwszy rozdział – Summer słucha Vivaldiego, leżąc na podłodze… nago. W ogóle
nie przejmuje się reakcją swojego partnera, Darrena, gdy ten wraca do domu i
jest, delikatnie mówiąc, zniesmaczony zastanym widokiem, ale szybko puszcza
stan Summer mimochodem. Cóż, kompletnie nie zrozumiałam tutaj postępowania
obojga bohaterów.
(W rozwinięciu notki pełna recenzja!)
Poza tym motyw z muzyką bardzo mocno kojarzył mi się z innym erotykiem – tak, dokładnie, z Greyem. Czyż tam Christian nie grał na pianinie? Owszem. A Summer zdaje się być jego żeńską wersją. Muzyka, nagość, perwersja… ach, tyle wspólnych cech. Równie wiele podobieństw znajdzie się między nią a Aną: obie zostają wprowadzone w świat BDSM na kartach pierwszego tomu i obu się te praktyki podobają niemal od ich pierwszych chwil. Czyli w efekcie Summer zdaje się być miksem Christiana i Any – to było do przewidzenia. Plus za to, że od początku historii dziewczyna świadoma jest swojej cielesności i seksualności.
Poza tym motyw z muzyką bardzo mocno kojarzył mi się z innym erotykiem – tak, dokładnie, z Greyem. Czyż tam Christian nie grał na pianinie? Owszem. A Summer zdaje się być jego żeńską wersją. Muzyka, nagość, perwersja… ach, tyle wspólnych cech. Równie wiele podobieństw znajdzie się między nią a Aną: obie zostają wprowadzone w świat BDSM na kartach pierwszego tomu i obu się te praktyki podobają niemal od ich pierwszych chwil. Czyli w efekcie Summer zdaje się być miksem Christiana i Any – to było do przewidzenia. Plus za to, że od początku historii dziewczyna świadoma jest swojej cielesności i seksualności.
Główny bohater, Dominik był… szczerze? Nudny jak flaki z
olejem jak nie gorzej. Okropny. Zdaje mi się, że to przede wszystkim przez
niego tak zraziłam się do tej historii. Powtórzę się, ale innych słów na niego
nie mam: nuda, nuda, NUDA!
Bardzo brakowało mi dokładniejszych opisów przemyśleń
bohaterów przy tych pikantniejszych scenach. Dla mnie odpowiednie opisanie
odczuć w takich chwilach jest najważniejszym elementem podobnych historii –
tutaj było tego stanowczo za mało. Może dlatego miałam tak duży problem ze
zrozumieniem postępowania bohaterów – zabrakło wyjaśnienia ich działań z psychologicznego
punktu widzenia. A czy mając takowy nakreślony, nie jest łatwiej utożsamić się
z bohaterem czy też bardziej zainteresować jego punktem widzenia?
Mimo wszystko było kilka scen, które wyglądały całkiem
dobrze i podobnie się je czytało. Przykładowo pierwsze chwile spędzone przez
Summer na poznawaniu praktyk BDSM. Te jeszcze były dobrze opisane – „dobrze” w
sensie, że przyjemnie się je czytało. Szczegółów związanych z tematyką zabaw
sado-maso nie trzeba tu było dużo opisywać, wystarczyło skupić się na psychice
bohaterki… a z opisu jej zdecydowanie można byłoby wyciągnąć więcej, niż
zostało napisane. Wiele kolejnych, szczególnie tych ostatnich scen zniesmaczało
do tego stopnia, że przewracałam szybko kartki, byleby tylko je ominąć, ale
zaraz potem wracałam i zmuszałam się do przebrnięcia przez nie – przecież sama
piszę podobną historię, być może autorzy mieli jakiś ciekawy pomysł w danej
scenie... W efekcie nic, o czym bym nie słyszała, nie napotkałam – kolejne rozczarowanie.
Podsumowując, książkę mogę ocenić na… 4/10 i ta 4 jest z
minusem długim jak z Warszawy do Krakowa. Czy polecam? Niekoniecznie. Jednak
warto poszukać tej książki w bibliotekach i spróbować przeczytać na własne
oczy. Czy przeczytam kolejne części? Jeśli znajdę w bibliotece albo uda mi się pożyczyć od kogoś znajomego - zapewne tak. Pieniędzy na pewno więcej nie wydam.
Ja chyba raczej podziękuję :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie dziwię się. Nie polecam za bardzo, ale jak ktoś koniecznie chce spróbować... to na własne ryzyko ;)
UsuńPrawdziwy napływ książek podobnych do Greya. Pewnie którąś z nich przeczytam, ale recenzje nie są zachęcające.
OdpowiedzUsuńTylko dwie książki w tym stylu się pojawiły. Grey też będzie. A "Przebudzonych" polecam po opinii Martyny. Ją książka poruszyła, więc może stać się podobnie i u innych.
UsuńGwen Hayes "Strąceni" przeczytałam już dawno, jeszcze przed założeniem bloga i średnio mi się podobała ta książka... "Księga cieni" Cate Tiernan nadal przede mną. "W pół drogi do grobu" serdecznie polecam! ":)
OdpowiedzUsuń"W pół drogi do grobu" i dwie kolejne książki Frost właśnie nabyłam w tym tygodniu i nie mogę się doczekać, by się za nie zabrać. Gwen Hayes bardzo lubię. Czekam na Twoją recenzję "Księgi cieni".
UsuńNiestety bardzo kiepska książka nawet wątek muzyczny jej nie ratuje. Bohaterka irytująca do granic możliwości, w swoich perwersjach chyba sama się gubi... Nie polecam, lepiej ten czas zmarnować na coś ciekawszego :)
OdpowiedzUsuń