Tytuł: Rok w poziomce
Seria/cykl wydawniczy: Rok w poziomce. Tom 1.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2010
ISBN: 978-83-080-4542-8
Liczba stron: 365
Cena: 32,9 zł
Dorota - moja ocena: 3/10
OPIS: Historia Ewy – trzydziestokilkuletniej kobiety po
przejściach, która postanawia spełnić wreszcie swoje marzenie i zamieszkać w
ukochanym domu. Ale jak wszystko w życiu to marzenie ma również swoją cenę:
Ewa, chcąc zarobić na kupno wymarzonego domku po lasem podejmuje pracę w
wydawnictwie przyjaciela (skądinąd bardzo atrakcyjnego) i ma za zadanie znaleźć
prawdziwy bestseller…
I tu zaczynają się przygody…
Urzekająca historia ludzi, do których szczęście przyszło wtedy, gdy już przestawali w nie wierzyć. Sympatyczni bohaterowie, którzy przekonali się, że podarowane dobro – powraca podwójnie.
Wzruszająca, pełna ciepła opowieść o tym, że marzenia się spełniają. Zawsze - jeśli w to wierzysz.
Tyle opis, ale z przykrością muszę przyznać, że ta opowieść ani mnie nie wzruszyła, ani nie rozbawiła. Wręcz przeciwnie, rozczarowała mnie ogromnie. A byłam pełna nadziei, bo przecież "Poczekajka" podobała mi się i to bardzo. Wysupłałam więc te 32,90zł i ją nabyłam.
I cóż.... "Rok w Poziomce" jest powieleniem tego samego schematu, który mamy w "Poczekajce" i "Zachcianku" czyli:
- mały biały domek zagubiony gdzieś tam wśród lasów i pól, obowiązkowo zaniedbany, niemal rozpadający się, o którym bohaterka marzy dniami i nocami i który objawia jej się we snach,
- bohaterka skrzywdzona przez los - tu przez eks-męża [w "Poczekajce" przez matkę, a w "Zachcianku" przez księcia z bajki],
- bohaterka, która niewłaściwie lokuje swe uczucia - tu Ewa od lat podkochuje się, bez wzajemności ma się rozumieć, w przyjacielu ze studiów - Andrzeju (a "w Poczekajce" i w "Zachcianku" wymarzony książę na białym koniu wcale nie jest tym wymarzonym),
- psy przybłędy, koty, konie,
- choroby - tu białaczka (tam obłęd)
- dziwaczne wydarzenia, które zawsze kończą się dobrze. I tak dalej, i tak dalej.... i aż chce się zanucić "ale to już było...".
I tu zaczynają się przygody…
Urzekająca historia ludzi, do których szczęście przyszło wtedy, gdy już przestawali w nie wierzyć. Sympatyczni bohaterowie, którzy przekonali się, że podarowane dobro – powraca podwójnie.
Wzruszająca, pełna ciepła opowieść o tym, że marzenia się spełniają. Zawsze - jeśli w to wierzysz.
Tyle opis, ale z przykrością muszę przyznać, że ta opowieść ani mnie nie wzruszyła, ani nie rozbawiła. Wręcz przeciwnie, rozczarowała mnie ogromnie. A byłam pełna nadziei, bo przecież "Poczekajka" podobała mi się i to bardzo. Wysupłałam więc te 32,90zł i ją nabyłam.
I cóż.... "Rok w Poziomce" jest powieleniem tego samego schematu, który mamy w "Poczekajce" i "Zachcianku" czyli:
- mały biały domek zagubiony gdzieś tam wśród lasów i pól, obowiązkowo zaniedbany, niemal rozpadający się, o którym bohaterka marzy dniami i nocami i który objawia jej się we snach,
- bohaterka skrzywdzona przez los - tu przez eks-męża [w "Poczekajce" przez matkę, a w "Zachcianku" przez księcia z bajki],
- bohaterka, która niewłaściwie lokuje swe uczucia - tu Ewa od lat podkochuje się, bez wzajemności ma się rozumieć, w przyjacielu ze studiów - Andrzeju (a "w Poczekajce" i w "Zachcianku" wymarzony książę na białym koniu wcale nie jest tym wymarzonym),
- psy przybłędy, koty, konie,
- choroby - tu białaczka (tam obłęd)
- dziwaczne wydarzenia, które zawsze kończą się dobrze. I tak dalej, i tak dalej.... i aż chce się zanucić "ale to już było...".
"Rok w Poziomce" to bajka dla nieco starszych dziewczynek (ale można się było tego spodziewać, bo pozostałe powieści też należą do tego gatunku), która zaczyna się słowami:
"Miałam kiedyś marzenie. Wielkie marzenie. Mały biały dom, otoczony wiekowymi sosnami, po którego ścianach pnie się dzikie wino. To marzenie było ze mną, gdy gnieździłam się w jednym pokoju z przyrodnim rodzeństwem. Gdy moim światem stał się głośny, przepełniony akademik. Było ze mną, gdy dzieliłam życie z kimś, z kim nie powinnam. I wreszcie w maleńkiej, kwaterunkowej kawalerce, gdzie umierałam powoli jak dziki ptak w ciasnej klatce.
Po latach zwątpienia obraz domku z marzeń zaczął blaknąć. Zapomniałam, jak szumią sosny i śpiewają ptaki. Zapomniałam, jak słońce przygląda się w szybkach, a wiatr rozwiewa płatki kwiatów.
Ale mały biały dom nie zapomniał o mnie..."
Jest to opowieść o losach 32-letniej szarej myszki Ewy, która po ciężkim dzieciństwie i traumatycznym małżeństwie nie wierzy w siebie. Jednak w pewnym momencie postanawia spełnić swoje marzenia, a jednym z nich jest posiadanie własnego domku "bez łap", który udaje jej się w końcu odnaleźć we wsi Urle. Jednak, żeby dom stał się jej własnością, potrzebuje pieniędzy na zaliczkę. Pomaga jej w tym Andrzej - przyjaciel od czasów studenckich (w którym Ewa od lat się podkochuje), ale pod warunkiem, że znajdzie i wyda książkę, która stanie się bestsellerem. I tak właśnie powstaje wydawnictwo Impresja. Ewa wyszukuje prawdziwy hit napisany przez pewną dziewczynę i tak poznajemy "tę Michalak" oraz Karolinę, autorkę bestsellerowej „Jagódki”.
"Ta Michalak" to oczywiście sama autorka, czyli Katarzyna Michalak, która pojawia się w tej bajce nie wiadomo skąd (i po co), a bestsellerowa "Jagódka" to książka pani Kasi "Lato w Jagódce".
Hmmm.... jestem na "nie"!!! Nie przemawia do mnie ta historia, nie umiem uwierzyć, że biedny, zahukany Kopciuszek zmienia się tak nagle w rekina biznesu, że wszystko tak doskonale mu się układa i to zarówno w życiu zawodowym i osobistym. Żadnych potknięć, żadnych wpadek, nawet niespodziewana ciąża (z byle kim po zupełnie przypadkowej nocy), którą super przystojny i super zaradny Witold (poznany przez Ewę w pobliżu ukochanej chatki) akceptuje bez jednego słowa, nie stanowi problemu. Z każdym przeczytanym zdaniem jest coraz lepiej, coraz bardziej sielsko. Nic tylko usiąść i się rozmarzyć. Ale ja jakoś rozmarzyć się przy tej książce nie potrafiłam. Denerwowała mnie, zamiast bawić. Dlaczego? Widać czegoś innego się po niej spodziewałam.
A przecież ja uwielbiam bajki (ach, te chatki z piernika), niezmiennie wzrusza mnie los Kopciuszka i też kiedyś czekałam na swojego księcia na białym koniu. Więc o co chodzi? "Rok w Poziomce" wszystkie te elementy zawiera: jest Kopciuszek (nie najmłodszy co prawda i już nie taki niewinny jak w oryginale, ale jest), chatka z piernika również (nadgryziona zębem czasu, ale nie czepiajmy się szczegółów), jest także książę (bez białego konia, ale za to w świetnym aucie). Książę jest super przystojny, zdolny, zamożny, a do tego (Eureka!) wolny i nie widzi żadnego problemu w tym, że jego królewna spodziewa się dziecka innego mężczyzny. Cud, miód, malina. Prawie sama słodycz. Prawie, bo jest tu też wątek walki z białaczką, na którą choruje Karolina, jak dla mnie niezbyt dobrze ujęty i przedstawiony (moja bliska koleżanka zmarła na białaczkę tuż przed swoimi 23. urodzinami, więc na własne oczy widziałam jak straszna to choroba i jak trudno z nią wygrać). Tu oczywiście wszystko dobrze się kończy, ale nie ma się co dziwić, bo w tej powieści wszyscy stają się zdrowsi, szczęśliwsi, pięknieją, kochają się, odnajdują po latach. I dobrze, bo lubię książki z happy endem i jestem zdecydowaną przeciwniczką smutnych i dołujących zakończeń, ale tutaj tego szczęścia jest zdecydowanie za dużo. Choroba daje się pokonać, miłość kwitnie, dziecko będzie miało ojca, książka osiąga sukces, Ewa odnajduje ojca, ślub za ślubem, sukces za sukcesem - sielanka po prostu. Idylla.
Czego zabrakło? Nie wiem. Wiem natomiast czego było za dużo.
Za dużo szczęścia, za dużo pomyślnych zbiegów okoliczności, za dużo sukcesów.
Za dużo, za szybko, za banalnie. Tu nawet przypadkowa ciąża, w którą bohaterka
zaszła po mocno zakrapianej impezce w klubie żeglarskim (urwał jej się film i
wylądowała w łóżku z nieznajomym gościem), okazała się powodem do szczęścia i
została niemal natychmiast zaakceptowana i to zarówno przez samą bohaterkę, jak
i przez całe jej otoczenie. Ba, nawet "Książę z bajki" nie miał nic
przeciwko, choć to nie jego dziecko.
To samo z białaczką i przeszczepami szpiku kostnego - w "Poziomce" wszyscy biegiem gnają do Banku Dawców (a właściwie do Rejestru Dawców komórek krwiotwórczych) i ochoczo wyrażają zgodę na bycie potencjalnym dawcą komórek krwiotwórczych odpowiadając na akcję "Ocal życie Karolinie". Twarzą tej kampanii jest oczywiście nasza główna bohaterka - Ewa. I to właśnie dzięki niej Karolina wygrywa z chorobą i jakiś czas później staje na ślubnym kobiercu. Czyli znowu szczęście.
I jakby tego wszystkiego było mało, to nagle tatuś się po latach odnalazł, i mamusia była szczęśliwa, i domek został spłacony i kariera się wspaniale rozwinęła, i powieść się sama napisała - same cuda.
I może właśnie dlatego nie uległam czarowi "Roku w Poziomce", bo od tego szczęścia po prostu mnie zemdliło.
To samo z białaczką i przeszczepami szpiku kostnego - w "Poziomce" wszyscy biegiem gnają do Banku Dawców (a właściwie do Rejestru Dawców komórek krwiotwórczych) i ochoczo wyrażają zgodę na bycie potencjalnym dawcą komórek krwiotwórczych odpowiadając na akcję "Ocal życie Karolinie". Twarzą tej kampanii jest oczywiście nasza główna bohaterka - Ewa. I to właśnie dzięki niej Karolina wygrywa z chorobą i jakiś czas później staje na ślubnym kobiercu. Czyli znowu szczęście.
I jakby tego wszystkiego było mało, to nagle tatuś się po latach odnalazł, i mamusia była szczęśliwa, i domek został spłacony i kariera się wspaniale rozwinęła, i powieść się sama napisała - same cuda.
I może właśnie dlatego nie uległam czarowi "Roku w Poziomce", bo od tego szczęścia po prostu mnie zemdliło.
Poziomka nie jest romansem, tylko powieścią z przesłaniem.
Czytając ją, masz uwierzyć, że warto marzyć i dążyć do spełnienia tych marzeń,
że warto szukać "małego, białego domku bez łap" czyli swego miejsca
na Ziemi, a gdy już go odnajdziesz, to łaskawy los w nagrodę za Twe wysiłki
gratis dorzuci ci w darze: i szczęście, i miłość, i królewicza na białym koniu.
Ale oczywiście najpierw musisz nauczyć się jak się tymi marzeniami dzielić z
innymi - tu niezwykle optymistyczna akcja z szukaniem dawców szpiku kostnego i
wygrana walka z białaczką, co owocuje potrójnym ślubem i radosnymi ciążami.
Broń Boże, nie zniechęcam Was do przeczytania tej książki, ja Was jedynie chcę przygotować na niesamowitą ilość lukrowanego szczęścia, jaką w niej znajdziecie. Jeśli umiecie uwierzyć, że maleńki rozpadający się domek gdzieś tam w głębi lasu, z dala od ludzi, w którym mieszkałybyście same (i na dodatek w ciąży), kompletnie nie przejmując się tym, że często nie ma w nim prądu (i to nawet w trzaskający mróz), z którego do najbliższego sklepu czy stacji PKP trzeba się przedzierać przez gęste zarośla, to jest coś pięknego, to ta książka jest jak najbardziej dla Was. Ja niestety jestem typowym mieszczuchem i mała, biała chatka na pustkowiu bardziej mnie przeraża, niż uszczęśliwia.
Broń Boże, nie zniechęcam Was do przeczytania tej książki, ja Was jedynie chcę przygotować na niesamowitą ilość lukrowanego szczęścia, jaką w niej znajdziecie. Jeśli umiecie uwierzyć, że maleńki rozpadający się domek gdzieś tam w głębi lasu, z dala od ludzi, w którym mieszkałybyście same (i na dodatek w ciąży), kompletnie nie przejmując się tym, że często nie ma w nim prądu (i to nawet w trzaskający mróz), z którego do najbliższego sklepu czy stacji PKP trzeba się przedzierać przez gęste zarośla, to jest coś pięknego, to ta książka jest jak najbardziej dla Was. Ja niestety jestem typowym mieszczuchem i mała, biała chatka na pustkowiu bardziej mnie przeraża, niż uszczęśliwia.
Książka jest znakomicie wydana, za co wielkie brawa dla Wydawnictwa Literackiego - żadnych literówek, idealna czcionka, kremowy kolor stron - naprawdę z dużą przyjemnością się po nią sięga. Okładka też jest niezła, a przecież pierwsze co przyciąga nasz wzrok to właśnie okładka.
Podsumowując: "Rok w Poziomce" jest powieleniem poprzednich powieści tej autorki, wszystkie one opowiadają o domku z marzeń odnalezionym gdzieś tam w leśnej głuszy, o nieszczęśliwej miłości i o poznanym przez przypadek księciu z bajki. Dla mnie wszystkie są niemal takie same, wystarczy tylko zmienić tytuł i imiona bohaterów.
Ja powiem tylko tyle, że i tak na pewno sięgnę po "Mistrza" pani Michalak :)
OdpowiedzUsuńSzkoda. Mi osobiście wszystkie książki Pani Kasi strasznie się podobają :D
OdpowiedzUsuńWiem właśnie, że wielu osobom się podobają. Ale mamie akurat ta historia do gustu nie przypadła, a że ja często korzystam z jej opinii, to też się przy okazji zraziłam.
UsuńMuszę sięgnąć po inne serie Pani Kasi, bo jak na razie tylko Sklepik z niespodzianką mam za sobą:)
OdpowiedzUsuńjak ludzie kupują, po co wymyślać coś nowego/oryginalnego?
OdpowiedzUsuń