
Tytuł: Poczekajka
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: październik 2008
ISBN: 978-83-7359-676-4
Liczba stron: 320
Cena: 32,20 zł
Dorota - moja opinia: 7,5/10
Całkiem niedawno wpadła mi w ręce "Poczekajka" Katarzyny Michalak. Zresztą nie po raz pierwszy wpadła mi w ręce, bo już jakiś czas temu natknęłam się na nią w księgarni, ale wtedy tylko przekartkowałam i odłożyłam na półkę. Tym razem miałam więcej czasu i przeczytałam fragment. No i zaciekawiła mnie na tyle, że ją nabyłam. Jest to historia młodej pani weterynarz o imieniu Patrycja, która w pogoni za marzeniami [czytaj: za księciem na białym koniu, który podjedzie pod drzwi jej wymarzonej chatki, hen, gdzieś w leśnej głuszy] rzuca pracę w Warszawie, wyprowadza się od przyjaciółki [razem wynajmowały kawalerkę] i ucieka od [zaborczej i bardzo wpływowej] matki, wsiada do samochodu i jedzie przed siebie. Przez przypadek trafia do małej wioski koło Zamościa [na kompletnym zadupiu] zwanej Poczekajką. Tam [przez kolejny przypadek oczywiście] psuje jej się samochód i to akurat w chwili, gdy dostrzega chatkę ze swoich snów [walącą się i mocno zadjedzoną zębem czasu], co uznaje za dobry omen i postanawia się tu osiedić. Dość szybko znajduje pracę w zamojskim ZOO, gdzie przyjdzie jej leczyć lwy, pytony, tygrysy i robić sekcje ciągle zdychającym żółwiom. Dodajmy też od razu, że rzeczona Patrycja jest początkującą wiedźmą, która co jakiś czas udaje się na sabaty, wierzy w sny i wróżby z kart Tarota. To tyle tytułem wstępu. A teraz czas na moje refleksje. Hmmm....
Książka jest bardzo nierówna, bo początek jest trochę naiwny, taki lekko bajkowy nawet, potem robi się bardzo ciekawie [wprost oderwać się o niej nie można] i wesoło [przy niektórych fragmentach śmiałam się w głos], ale ostatnie 40 - 50 stron to już kompletnie nieporozumienie, bo nagle bajkowa sielanka zmienia się w istny horror, gdzie krew się leje, główna bohaterka podcina sobie żyły, a jej były narzeczony uprawia seks z jej matką, a obecny narzeczony okazuje się żonaty [i to z wariatką].
Na plus tej powieści można zaliczyć to, że "Poczekajka" jest tak lekko i zabawnie napisana, że wręcz się ją pochłania [może nie jest to Mistrzostwo Świata, ale z pewnością Pierwsza Liga]. Czytając ma się wrażenie, że kotka Patrycji naprawdę łasi się nam do nóg, że jej szalona krowa [myta co i rusz przez właścicielkę truskawkowym płynem dla niemowląt] łypie na nas bystrym okiem, czyhając tylko, by pożreć nam komórkę, a Panda-pies [jak nazywa swoją czarną terierkę] wygrzewa się leniwie na pachnącej trawie tuż przed domem.
Gdybym spotkała autorkę, to za początek "Poczekajki" mrugnęłabym do niej okiem, za środek bym ją ucałowała, ale za końcówkę to bym ją kopnęła w tyłek. I to mocno, tak by zabolało, bo według mnie ostatnimi 40 - 50 stronami schrzaniła wszystko, a z naiwnej romantyczki w ostatnich rozdziałach zrobiła po prostu zdesperowaną idiotkę.
Ale i tak "Poczekajkę" polecam gorąco, bo jest to opowieść o tym, że warto wierzyć w siebie, brać sprawy w swoje ręce, realizować marzenia o własnym, pełnym ciepła domu i o wielkiej miłości oczywiście. Zaznaczam jednak z góry, że nie jest to przykład ambitnej literatury, ale takiej, która odpręży i pozwoli się pośmiać [niestety, nie do końca]. Niby naiwna i banalna to historia, ale.... ja właśnie takiej potrzebowałam.
Podsumowując i punktując [w skali 1 do 10]:
- styl jest lekki i wciągający, więc dam maksimum czyli 10
- akcja: na 6 [momentami aż za dużo się dzieje i można dostać oczopląsu]
- humor: na 7 [pośmiać się też można]
- dramatyzm: na 10!!!! [bo chwilami włos się jeży na głowie]
- seks: tragedia więc -10 [słownie, żeby nie bylo wątpliwości, minus dziesięć!]
- magia - może na 2, no góra 3, jak ktoś się bardzo uprze [a ja się nie upieram].