22 września 2013

"Magia kąsa" - Ilona Andrews


Tytuł: Magia kąsa  
Autor: Ilona Andrews  
Wydawnictwo: Fabryka Słów  
Seria: Kate Daniels, tom 1  
Data wydania: luty 2010  

„- Kici, kici? - spytał niski, męski głos. 
- Rzeczywiście - odparłam. - Zaskoczyłeś mnie trochę i przyszłam nieprzygotowana. Następnym razem przyniosę trochę śmietanki i jakieś kocie zabawki. 
- Jaka kobieta pozdrawia Władcę Bestii słowami: Tutaj, koteczku, chodź do mnie, kici, kici, kici?”


Mówi się, że każdy facet powinien mieć jaja. Ostatnio usłyszałam żart, że taki z małymi to facet z ikrą. W przypadku cyklu o Kate Daniels, autorstwa małżeństwa i zarazem duetu pisarskiego kryjącego się pod pseudonimem Ilona Andrews, to główna bohaterka zdaje się je mieć, zaś bohater w porównaniu z nią został obdarzony dość dużą ikrą, ale jednak nie jajami. Przynajmniej tak wygląda moja opinia o tej dwójce po przeczytaniu pierwszego tomu - „Magia kąsa”. Pochłonęłam go w dwa dni i chciałam wziąć się za drugi, ale nie było i wciąż nie ma go w bibliotece ani w księgarniach, a na Allegro dopiero niedawno trafiłam na aukcję... z ceną wywoławczą 80 zł. Kolejne dwie części już mam, ale przez brak tej jednej nie mogę czytać dalszego ciągu... A pierwszy tom jest tak wspaniały!


Kate Daniels jest seksowną najemniczką na usługach Gildii i jednocześnie tropicielką magii. Gdy jej opiekun ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, postanawia zająć się jego śledztwem. Jednak aby dotrzeć do jej sedna, musi najpierw stawić czoło Władcy Bestii. Z jego pomocą ma większe szanse na odkrycie mordercy swojego mentora, jak i własnych pragnień i umiejętności. Razem są niebezpieczni dla innych, ale też dla siebie. Jak przetrwają tę przygodę?

Curran, bo tak się nazywa nasz Władca Bestii i zarazem facet z dużą ikrą, jest naprawdę uroczy i na tyle seksowny, na ile można to ukazać na kartach powieści. Trochę psuje Kate plany z innym amantem, ale cóż, kto nie pasuje bardziej do faceta z dużą ikrą jak kobieta z dużymi jajami? Właśnie.
Kate w ogóle nie jest nim zauroczona. Jaki facet każe się w końcu innym nazywać Władcą? Sami przyznacie, że zdecydowanie taki z przerośniętym ego. Z czasem się to jednak zmienia i czuć narastające między nimi napięcie. Nie takie zwyczajne, niczym ze średniego romansu, ale bardzo nietypowe. Nie umiem tego wyjaśnić, to po prostu zupełnie nowe dla mnie odczucie podczas czytania. Ich relacja była powiewem świeżości.

„– Co się stało wilkowi alfa? – przerwałam mu.
- Lego.
- Lego? – nie zrozumiałam. Zabrzmiało jak grecka nazwa, a nie przypominałam sobie żadnej mitologicznej istoty o takim imieniu.
- Niósł pranie do sutereny i stanął na starym komplecie klocków LEGO […]. Złamał dwa żebra i kostkę.” 


Sceny walki lub też opisy ich efektów są dość brutalne, ale bardzo realistyczne. Bohaterowie nie uchodzą z nich ledwie draśnięci jak w starych, klasycznych Bondach i wielu książkach. Walczą i cierpią od zdobytych obrażeń. Sama walka nie jest bezmyślnym waleniem na oślep, tylko przemyślanym działaniem, nie zawsze stuprocentowo celnym. Wszystko jest na swoim miejscu i to ze świetnym humorem, ale o nim będzie poniżej.

Zakochałam się w Atlancie. Została bardzo dobrze opisana, dzięki czemu właśnie wszelkie opisy, które nigdy nie były za długie ani za krótkie, czytałam z ogromną ciekawością. Duet pisarski jakimś cudem wsadził w tę, niby tak schematyczną, historię mocny powiem, a nawet huragan świeżości. To właśnie jest dobre urban fantasy zasługujące na uwagę każdego miłośnika gatunku. Ponadto złączenie technologii z magią w taki sposób wymaga naprawdę świetnej wyobraźni i nie wiem, czy sama wpadłabym na taki pomysł (a uważam się za osobą z nad wyraz rozwiniętym "kreatywnym myśleniem").

Jednak pierwsze miejsce muszę przyznać humorowi podążającemu za bohaterami i czytelnikiem krok w krok, strona po stronie i śledztwu, którego rozwiązanie wydaje nam się w pewnym momencie oczywiste, ale jednocześnie wiemy, że to by było zbyt proste i okazuje się, że mamy rację... by zaraz zdziwić się z tego, jak jego finał zaplanowali sobie autorzy i zacząć rozumować po swojemu, skąd im się to wzięło i dochodząc do wniosku, że to rzeczywiście miało dużo sensu, a my niemal od początku byliśmy ślepi. 

Język powieści nie jest skomplikowany, ale nie jest też prosty. Miałam wrażenie, że czytam coś na wyższym poziomie i językowym, i fabularnym, niż prezentuje większość popularnych teraz książek z tego gatunku.

Okładka pierwszego tomu nie jest może przepiękna, ale i tak szalenie mi się podoba. Ma to jakiś sens? Cała seria jest bardzo dobrze wydana i wierzcie mi, że tych ponad 400 stron się niemal w ogóle nie czuje podczas czytania. Zanim się obejrzałam, skończyłam książkę i nie miałam dość... ale nie ma w księgarniach drugiego tomu, więc niestety muszę czekać na wznowienie wydania.

Gorąco polecam tę pozycję miłośnikom fantasy, jak i osobom, które szukają czegoś na dobry początek przygody z tym gatunkiem. W sumie powieść jest bardziej kobieca niż męska, ale panom też może się spodobać. Ja żałuję tylko jednej rzezy - że tak długo zwlekałam z lekturą. Więcej postaram się tego błędu nie powtórzyć.