Tytuł oryginalny: Thief's Convenant
Autor: Ari Marmell
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 30 maja 2014
ISBN: 978-83-7574-962-5
Liczba stron: 376Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 30 maja 2014
ISBN: 978-83-7574-962-5
Cena: 37,9 zł
Natalia - moja ocena: 7/10
Ostatnio zauważyłam, że coraz częściej mylnie kieruję się okładką. Te ładne okazują się kryć nieciekawą treść, a te niezbyt czarujące odsłaniają oryginalne historie, których humor lub tragizm powala na kolana. Są też te z równie piękną okładką co fabułą. Przez pewien czas byłam pewna, że "Pakt złodziejki" Ariego Marmella trafi do tej pierwszej kategorii. Dziękuję jednak swojej silnej woli, że rzadko kiedy pozwala mi odłożyć książkę na bok bez doczytania do ostatniej strony, gdyż Adrienne powoli, cichaczem skradała moje serce. Gdy się w tym zorientowałam, tonęłam już w jej uroku i łatwiej było mi znieść niedociągnięcia w kompozycji.
Adrienne Satti funkcjonuje pod różnymi imionami czy przezwiskami. Potrzebuje tego, by żyć po tragicznej nocy sprzed dwóch lat, podczas której straciła wszystkich, których kochała. Od tamtej pory zajęła się bowiem jednym z trudniejszych i mniej, jeśli nie za grosz szacowanym fachem - złodziejstwem. Przemierza świat, kierując się swoimi pragnieniami i torując drogę za pomocą ulubionego rapiera. Jednocześnie dzięki porozumieniu ze swoim bóstwem, Olgunem, pokonuje kolejne przeciwności losu, powoli dążąc do celu - odkrycia, co i dlaczego stało się dawno temu w jej życiu.
Miałam z początku ogromne problemy ze zrozumieniem tego, co kiedy się dzieje, kto jest kim i dlaczego coś jest takie, jakie jest. Dopiero po kilkudziesięciu stronach zauważyłam, że odkrywam to powoli razem z bohaterką, poznając jej wspomnienia, przeszłość, dawne i obecne lęki i przewinienia. Szkoda, że nie zostało to wcześniej jakoś logicznie wyjaśnione, bo za bardzo pogubiłam się na samym początku i mocno mnie to zraziło to książki. Gdyby nie kilka scen w okolicach setnej strony i to, co nastąpiło potem, nie wiem, jak uformowałaby się moja opinia, a tak Adrienne uratowała historię.
Cieszę się, że ostatnio na rynku pojawia się dużo silnych kobiecych bohaterek. Jak widać, nie trzeba od razu wskakiwać w feministyczne poglądy, by stworzyć taką postać. A że tutaj dokonał tego mężczyzna, całość wygląda w moich oczach jeszcze lepiej. Adrienne jest sprytna, śmiała, niezwykle odważna i przebiegła. Można by powiedzieć, że wykonuje swoją robotę niemal perfekcyjnie. Ma swoich wrogów, przez których ledwo uchodzi z życiem, ale ma też pewną specjalną cechę. Non-stop towarzyszy jej bóstwo nieopisane w żadnych oficjalnych księgach, nieuznawane przez żadne znane kulty religijne. Olgun porozumiewa się z nią w jej myślach, jest na każdym etapie drogi, którą dziewczyna pokonuje, by w końcu wyjaśnić wydarzenia z przeszłości, w których sama powinna była zginąć. Momentami irytowało mnie, że nic o nim nie wiedzieliśmy, poza tym, że jest jakimś tajemniczym, nieznanym bóstwem i porozumiewa się z dziewczyną poprzez emocje, podczas gdy ona do niego niemal non-stop gada. Nie wiedziałam, skąd się, u licha, wziął, po co jest w ogóle w historii, jakim cudem jej pomaga. Doczekałam się wyjaśnień w trakcie czytania, ale ta nieświadomość też trochę utrudniła zrozumienie całej sytuacji.
Zdawałoby się, że Adrienne przyciąga same kłopoty i wiele osób chce pomóc uprzykrzyć, a nawet ukrócić jej istnienie, jednak nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Jeśli naprawdę zastanowimy się nad jej postacią, możemy dostrzec, jak bardzo jest zagubiona i zrozumieć, dlaczego maska arogancji zakrywa troskę o bliskich. I dlaczego inne postaci tego nie zauważały i pozwalały złym emocjom kierować swoimi relacjami z bohaterką.
Żałuję tylko, że przeskoki w czasie do wspomnień Adrienne i do właściwej akcji były niczym nieoznaczone. Wiem, że tak lepiej często wychodzi opisywanie wspomnień, ale tutaj trzeba było przeczytać kilka, czasem kilkanaście zdań nowej części rozdziału, by wiedzieć, w którym momencie jesteśmy. Chronologia jest, krótko mówiąc, jednym wielkim chaosem, nad którym naprawdę warto byłoby popracować, gdyż cała książka mnóstwo by na tym zyskała.
Akcja cały czas pędzi, niezależnie od tego, czy jest to wspomnienie, czy też właściwa rzeczywistość. Opisy jej towarzyszące są nad wyraz dopracowane i na tle innych powieści skierowanych teoretycznie do młodzieży zdecydowanie wyróżniają się poziomem językowym, bowiem autor posługuje się językiem nad wyraz plastycznym i bogatym. Większość scen mogłam z łatwością sobie wyobrazić dzięki dynamizmowi, którego nie zabrakło w kolejnych słowach, zdaniach i akapitach.
Okładka również ma w sobie coś intrygującego, mimo że w większości jest biała. Jednak te kilka elementów stroju dziewczyny o rudych włosach, stereotypowo wskazujących na konkretny temperament, z plikiem kluczy wyglądającym jak więzienny, wystającą z nad ramienia bronią i w ciemnym stroju zaciekawiło mnie na tyle, że sięgnęłam po książkę.
Z początku wcale nie chciałam Wam polecać "Paktu złodziejki". Obawiam się, że przyjdę do Was z kolejną negatywną recenzją książki, która zapowiadała się naprawdę fantastycznie. Wyszło inaczej. Polecam Wam tę historię. Chaos chronologiczny jest jej jedynym poważnym mankamentem, na resztę z łatwością przymknęłam oko dzięki świetnej kreacji głównej bohaterki.
Cieszę się, że ostatnio na rynku pojawia się dużo silnych kobiecych bohaterek. Jak widać, nie trzeba od razu wskakiwać w feministyczne poglądy, by stworzyć taką postać. A że tutaj dokonał tego mężczyzna, całość wygląda w moich oczach jeszcze lepiej. Adrienne jest sprytna, śmiała, niezwykle odważna i przebiegła. Można by powiedzieć, że wykonuje swoją robotę niemal perfekcyjnie. Ma swoich wrogów, przez których ledwo uchodzi z życiem, ale ma też pewną specjalną cechę. Non-stop towarzyszy jej bóstwo nieopisane w żadnych oficjalnych księgach, nieuznawane przez żadne znane kulty religijne. Olgun porozumiewa się z nią w jej myślach, jest na każdym etapie drogi, którą dziewczyna pokonuje, by w końcu wyjaśnić wydarzenia z przeszłości, w których sama powinna była zginąć. Momentami irytowało mnie, że nic o nim nie wiedzieliśmy, poza tym, że jest jakimś tajemniczym, nieznanym bóstwem i porozumiewa się z dziewczyną poprzez emocje, podczas gdy ona do niego niemal non-stop gada. Nie wiedziałam, skąd się, u licha, wziął, po co jest w ogóle w historii, jakim cudem jej pomaga. Doczekałam się wyjaśnień w trakcie czytania, ale ta nieświadomość też trochę utrudniła zrozumienie całej sytuacji.
Zdawałoby się, że Adrienne przyciąga same kłopoty i wiele osób chce pomóc uprzykrzyć, a nawet ukrócić jej istnienie, jednak nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Jeśli naprawdę zastanowimy się nad jej postacią, możemy dostrzec, jak bardzo jest zagubiona i zrozumieć, dlaczego maska arogancji zakrywa troskę o bliskich. I dlaczego inne postaci tego nie zauważały i pozwalały złym emocjom kierować swoimi relacjami z bohaterką.
Żałuję tylko, że przeskoki w czasie do wspomnień Adrienne i do właściwej akcji były niczym nieoznaczone. Wiem, że tak lepiej często wychodzi opisywanie wspomnień, ale tutaj trzeba było przeczytać kilka, czasem kilkanaście zdań nowej części rozdziału, by wiedzieć, w którym momencie jesteśmy. Chronologia jest, krótko mówiąc, jednym wielkim chaosem, nad którym naprawdę warto byłoby popracować, gdyż cała książka mnóstwo by na tym zyskała.
Akcja cały czas pędzi, niezależnie od tego, czy jest to wspomnienie, czy też właściwa rzeczywistość. Opisy jej towarzyszące są nad wyraz dopracowane i na tle innych powieści skierowanych teoretycznie do młodzieży zdecydowanie wyróżniają się poziomem językowym, bowiem autor posługuje się językiem nad wyraz plastycznym i bogatym. Większość scen mogłam z łatwością sobie wyobrazić dzięki dynamizmowi, którego nie zabrakło w kolejnych słowach, zdaniach i akapitach.
Okładka również ma w sobie coś intrygującego, mimo że w większości jest biała. Jednak te kilka elementów stroju dziewczyny o rudych włosach, stereotypowo wskazujących na konkretny temperament, z plikiem kluczy wyglądającym jak więzienny, wystającą z nad ramienia bronią i w ciemnym stroju zaciekawiło mnie na tyle, że sięgnęłam po książkę.
Z początku wcale nie chciałam Wam polecać "Paktu złodziejki". Obawiam się, że przyjdę do Was z kolejną negatywną recenzją książki, która zapowiadała się naprawdę fantastycznie. Wyszło inaczej. Polecam Wam tę historię. Chaos chronologiczny jest jej jedynym poważnym mankamentem, na resztę z łatwością przymknęłam oko dzięki świetnej kreacji głównej bohaterki.
Dzięki za zachętę do przeczytania tej książki, napewno przeczytam. Rzadko zdarza się, że okładka jest ładna, a i treść przyzwoita (ta okładka przypomina mi coś w rodzaju classical fantasy, jak np. Gra o Tron, a ja lubię takie rzeczy).
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Trudno cokolwiek porównywać do "Gry o tron", ale sądzę, że warto tę pozycję poznać ;)
UsuńNie mogłam się doczekać tej recenzji. Od jakiegoś czasu widziałam okładkę tej książki u Was na blogu i to właśnie mnie zaciekawiło. Niestety, ale większość z nas patrzy na okładkę lub tytuł. Przyznaję się ja też. A tutaj i okładka, i tytuł są świetne. Nie podoba mi się, że jak pisałaś, jest chaos w chronologii, ale mimo to chcę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
wswieciewyobraznielfik.blogspot.com
Bardzo mi miło, że czekałaś na tę recenzję, niesamowicie mi to pochlebia :) Okładka i tytuł naprawdę w wielu przypadkach decydują o tym, czy przeczyta się książkę, czy nie. Mam tak z jedną z nowszych pozycji wyd. Otwartego - "Unicestwieniem". Okładka jest doprawdy szkaradna, a i tytuł nie mówi o niczym ciekawym, więc... wiadomo chyba, że jeśli sięgnę po tę książkę, to nieprędko.
UsuńCiekawa recenzja, a w wolnej chwili zapoznam się z książką...
OdpowiedzUsuńNiestety, nie wiem kiedy to będzie ;)
Okładka rzeczywiście ma coś hipnotyzującego w sobie. Po przeczytaniu recenzji książka wypada obiecująco. Wprawdzie "porozumiewanie się w myślach" przerabiałem już podczas przygody z fantastyką, jednak nigdy nie dotyczyły postaci kobiecej. Plus dla autora za osadzenie jej w interesującej profesji.:)
OdpowiedzUsuńO tyle to porozumiewanie się w myślach bohaterki jest ciekawe, że Olgun do niej nie mówi, on jej przekazuje emocje, a ona wyobraża sobie, jak mógłby wyglądać z daną miną oraz co i jakim tonem mówić.
UsuńZ taką "metodą" o, o ile pamiętam, jeszcze się nie spotkałem. Dziękuję za wyjaśnienie! Coś czuję, że książka wyląduje na wakacyjnej liście do przeczytania:)
UsuńRaczej zrezygnuję, choć okładka świetna i w księgarni na pewno by przyciągnęła moje spojrzenie.
OdpowiedzUsuńTo już dzisiaj druga recenzja tej książki jaką czytam. Jestem nią coraz bardziej zainteresowana.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem warto się nią zainteresować, chociaż nie powaliła mnie na kolana. Bardzo dobrze napisana, momentami zabawna dzięki głównej bohaterce i z nieźle opracowaną intrygą.
UsuńMoże kiedyś sięgnę, ale jak na razie mam inne ciekawsze pozycje do przeczytania. Muszę jednak powiedzieć, że naprawdę zaciekawiłaś mnie swoją recenzją, a i okładka przyciąga uwagę...Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo miałam odpuścić sobie tę powieść (mimo okładki, która bardzo mi się podoba), a przynajmniej odłożyć jej lekturę na bliżej nieokreśloną przyszłość, ale jej fragment, który znajduje się gdzieś w otchłani internetu mnie zaintrygował. Twoja (w miarę pozytywna) recenzja tylko podsyciła moją ciekawość względem książki Marmella. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cieszę się, że mimo mankamentów, historia Ci się podobała :D To daje mi nadzieję, że i ja również zostanę oczarowana przez tę powieść :P
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem... może po nią sięgnę, może nie, ale zaczynam się zastanawiać, czy nie warto było jej wziąć na tej empikowej promocji...
OdpowiedzUsuńTa książka mnie już od pewnego czasu porządnie kusi. Lubię takie charakterne bohaterki:)
OdpowiedzUsuń