* * *
Jak część z Was wie, ponad tydzień temu otrzymałam listowne zaproszenie na pokaz prasowy filmu "Love, Rosie". Został on nakręcony na podstawie bestsellera autorstwa Cecelii Ahern pt. "Na końcu tęczy". Książki jeszcze nie czytałam, ale dziś (recenzja pisana wczoraj, jeszcze w poniedziałek) jestem świeżo po seansie i wręcz nie mogę się powstrzymać od opisania wrażeń! :) Jak tylko dorwę książkę, obiecuję zrecenzowanie i jej, gdyż historia Alexa i Rosie zdobyła moje serce."To nie była zwykła przyjaźń. Byliśmy nierozłączni, mimo że ciągle nas rozdzielano."
Film wchodzi do kin dopiero 5 grudnia, więc zaproszenie na trzy miesiące przed mocno mnie zaskoczyło. Na początku w ogóle nie wiedziałam, o co chodzi. Nie skojarzyłam tytułu filmu z podpisem na dole zaproszenia o treści "Love, Rosie". Dopiero Sophie z bloga Book Reviews przyszła mi z pomocą i sprawiła, że skakałam pod sufit (i skaczę dalej), gdyż na ten film czekałam niemal od samej premiery trailera. Zabrałam ze sobą na seans Paulinę - moją bliską koleżankę i zarazem wielką fankę Sama Claffina, znanego z roli Finnicka w "Igrzyskach śmierci", a tu grającego głównego bohatera, Alexa. Tak samo jak ja, Paulina była kupiona na samo wspomnienie o tym aktorze i wcale jej się nie dziwię! Niedawno dostała od niego piękny autograf (tak mało brakowało do dostania też numeru! Sami zobaczcie na jednym ze zdjęć poniżej) i obie się z tego cieszyłyśmy :) Wracając do filmu...
Alex i Rosie znają się od dzieciństwa. Są ze sobą niezwykle blisko i snują wspólne plany na przyszłość, wszystko na stopie przyjacielskiej. Planują nawet naukę w tym samym mieście w Stanach. Niestety nie wszystko zawsze się układa. Po nocy ze szkolnym przystojniakem i serii wymiotów Rosie odkrywa, że jest w ciąży. Rezygnuje z planów wyjazdu, by zająć się macierzyństwem i jednocześnie namawia przyjaciela, by jechał i studiował, nie martwiąc się o nią. Długoletnia przyjaźń zostaje wystawiona na próbę. Czy pokona dystans i przetrwa próbę czasu?
Takie oto piękne zaproszenie otrzymałam :) |
Fabuła jest po prostu przepiękna. Sama nie wiem, czy brak mi słów, czy też wyleją się ze mnie całym potokiem jak łzy podczas seansu. Żartowałam, że wraz z Pauliną wypłakałyśmy całą rzekę i że jak kogoś podtopi, to wina leży po naszej stronie. Odszkodowania nie gwarantujemy, możemy tylko gorąco polecić Wam wybranie się do kina w grudniu. My z pewnością pójdziemy jeszcze raz i planujemy namówić znajomych. Mnie samej w ciągu ostatniej doby udało się przekonać do filmu już około dziesięciu osób, nie zdradzając na jego temat dużo więcej niż powyższy opis.
"Zdałam sobie sprawę, że bez względu na to, kim jesteś albo z kim jesteś..."
Podobał mi się może niezbyt oryginalny, ale jakże trafny humor. Zakochałam się w przyjaźni z dzieciństwa, którą bohaterowie prowadzili po cienkiej, ale mocnej linie nad gigantyczną przepaścią. I mimo, że kilkukrotnie omsknęła się jej noga i miała szansę na upadek, to zawsze wracała na swój tor i nie pozwalała na zniszczenie tego, co było tak ważne, ale niewidzialne dla oczu. Jestem oczarowana zestawem morałów, jakie płyną z tej ekranizacji i nawet nie mogę sobie wyobrazić, jak piękna musi być książka. Obecnie na rynku dostępna jest jedynie wersja kieszonkowa, więc polecam poczekać do grudnia na normalnej wielkości książkę, w nowym wydaniu, w związku z którą będę mieć dla Was niespodziankę.
Skoro zaczęłam temat morałów, nie spodziewajcie się romansu dla młodzieży, gdyż film jest od tego naprawdę daleki, mimo że tak sugerowałby trailer. "Love, Rosie" przedstawia dwójkę ludzi, którzy nie umieją znaleźć swojego miejsca na ziemi. Patrzą, ale nie widzą, aby przy dotyku czuć aż nadto. Historia pary prawdziwych przyjaciół, których drogi pewnego dnia się rozeszły, by następnie w kółko ze sobą splatać. Jest to również piękna opowieść o tym, jak łatwo dostrzec można swoje błędy, pomagając innym i jak dzieci oraz powtórka z przeszłości mogą odmienić koleje losu. Piękna przygoda dwóch zagubionych bratnich dusz, które musiały pokonać piętrzące się przeciwności losu, wywiązać z konsekwencji złych wyborów i nauczyć spełniać marzenia. I przede wszystkim dowód na to, by nie kryć się z prawdziwymi uczuciami i podążać za głosem serca, a nie rozumem, gdyż przy obraniu drugiej z tych ścieżek szanse na niebezpieczne rozejście wspólnej drogi gwałtownie wzrastają.
Niezwykłym elementem filmu był ten dobór soundtracku. Piosenki były niesłychanie trafnie dobrane, bez ani jednej wpadki. Wszystko odwzorowywało nastrój danej sceny i czasem dodatkowo wyzwalało emocje, co na mnie wyjątkowo działało, gdyż jestem wrażliwa na dobre tło muzyczne. Z pewnością kupię płytę z soundtrackiem, jeśli tylko zostanie wydana.
"...będę zawsze, prawdziwie, całkowicie cię kochać."
"Love, Rosie" nie jest komedią romantyczną dla młodzieży. Opowiada historię ludzi, którzy w wieku osiemnastu lat popełnili błędy, za które musieli pokutować kolejne lata. Przyjaciół, zgubionych wśród własnych ścieżek, próbujących odbudować swoje życia i wrócić do momentu, w którym ich drogi się rozeszły. Bratnich dusz rozjaśniających rzeczywistość każdym szalonym pomysłem i szczerym uśmiechem. W końcu pary dowodzącej, że warto walczyć o marzenia i słuchać głosu serca bez względu na cenę.
Przepięknie dziękuję pani Agacie z firmy Rabbit Action za cudowne listowne zaproszenie na tak wspaniały i wzruszający film, a Wam, czytelnikom, zapowiadam, że postanowiłam włączyć się i aktywnie promować film oraz książkę, więc ta recenzja to na pewno nie koniec tematu "Love, Rosie" i Cecelii Ahern.
Och jak zazdroszczę! Książkę uwielbiam jest fantastyczna, naprawdę nie mogłam się od niej oderwać. Już się nie mogę doczekać kiedy obejrzę film, ciekawa jestem ile z książki jest w filmie ;)
OdpowiedzUsuńJa z kolei zazdroszczę, że czytałaś książkę :) Nie przepadam za wydaniami kieszonkowymi, więc poczekam na nią do grudnia w nowym wydaniu i wymienimy się spostrzeżeniami :) A film wyszedł przepięknie, wspaniały wyciskacz łez.
UsuńCzyli jednak opublikowałaś? :) Ja się wstrzymam, bo nie chcę, żeby się do mnie przyczepili :) A moja opinie znasz xD
OdpowiedzUsuńTak, mam współpracę z inną firmą w sprawie "Love, Rosie" i promocji filmu, a dogadałam się z nimi na recenzję wczoraj lub dziś ;) O filmie na pewno będzie tutaj dużo słychać :)
UsuńJuż zazdroszczę!! Uwielbiam takie filmy! Zapisuję sobie datę premiery w kalendarzu, żeby nie zapomnieć :)
OdpowiedzUsuńNie pozwolę Ci o nim zapomnieć :D Na blogu ciągle będzie się coś działo w związku z filmem :)
UsuńPs. A jak udało się zdobyć autograf? ^^
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tylko tyle, że jak dalej tak dobrze będzie Paulinie szło jak z tym autografem, to pozna Sama osobiście :)
UsuńWOW! Serio? Ale jak jej się to udało? W sensie jakoś listownie się z nim dogaduje czy ma jakieś znajomości? Możesz napisać na pv :)
UsuńPowinna sama to napisać, ale zdradzę Ci, że ma bardzo dobre znajomości :D
UsuńJakiś czas temu "Na końcu tęczy" bardzo ciężko było dostać, a na allegro cena egzemplarza dochodziła nawet do 100 zł, mam nadzieję, że teraz będzie trochę taniej i będę miała okazję ją przeczytać ;) a do kina też się wybiorę
OdpowiedzUsuńZłapałam w poniedziałek normalną wersję książki, ale za 50 zł i w mocno średnim stanie. Za takie pieniądze niezbyt mi się to widziało, więc wolę poczekać do nowego wydania :) Mam nadzieję, że również spodoba Ci się film.
UsuńSuper recenzja ekranizacji jednej z moich ulubionych książek. Wydaję mi się,że normalna wersja książki może być dostępna w matrasie, ale pewna nie jestem. :)
OdpowiedzUsuńJest w ofercie, ale od jakiegoś czasu "chwilowo niedostępna". Inaczej bym zamówiła na pewno. Cieszę się, że książka też jest tak dobra :)
UsuńNajpierw książka, potem film. W takiej kolejności zacznę.
OdpowiedzUsuńI słusznie. Ja przed filmem nie znalazłam nigdzie książki, a wydań kieszonkowych nie lubię, więc raz postanowiłam odpuścić tę zasadę.
UsuńZdecydowanie kupiłaś mnie tą recenzją! Wiem już od pory, odkąd zobaczyłam zwiastun w zapowiedziach na filmweb, że koniecznie muszę ten film obejrzeć. Najgorszy to ten czas oczekiwania. A Tobie bardzo zazdroszczę obejrzenia filmu na długo przed premierą :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię przekonałam, gdyż film jest naprawdę warty zobaczenia! Znam osoby, które w ogóle nie oglądają tego typu filmów, a się na nim popłakały! :) I pilnuj bloga, możliwe, że będę miała do zaoferowania zniżkę na kupno książki :)
UsuńO rety, muszę obejrzeć! jeszcze o tym filmie nie słyszałam, ale bardzo Ci dziękuję, dopisuję do listy :)
OdpowiedzUsuńTo mnie jest miło, że udało mi się Ciebie zachęcić. Pamiętaj o chusteczkach na seans! :)
UsuńFilmu nie mogę się doczekać! Jeśli chodzi o książkę też z chęcią bym przeczytała, ale na razie nigdzie nie mogę jej znaleźć :/
OdpowiedzUsuńhttp://zyjemyslowami.blogspot.com/
Poczekaj na książkę do grudnia, będę miała atrakcyjną zniżkę dla czytelników :)
UsuńPiękne zaproszenie dostałaś. Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki, ale jestem ciekawa historii tych przyjaciół.
Wierz mi, że jak pokazałam to zaproszenie w poniedziałek przy rejestracji, to jedna z pań też bardzo się spodobało :) Byłam chyba serio jedną z niewielu zaproszonych w ten sposób :)
UsuńKsiążkę mam za sobą , dlatego muszę koniecznie wybrać się na ten film , a już tym bardziej , jeśli gra w nim Lily Collins ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, że czytałaś już książkę! :) Tym bardziej musisz zobaczyć film. Polecasz jakieś inne filmy z Lily poza Śnieżką i "Miastem kości"? :)
UsuńWłaśnie z nią oglądałam tylko Śnieżkę , "Porwanie" (całkiem fajny film) oraz "Miasto kości"i za tę rolę ją pokochałam ;)
UsuńNie słyszałam ani o książce ani o filmie, jednak pewnie teraz z niecierpliwością będę czekała na film:)
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, ALE pamiętaj, by najpierw sięgnąć po książkę :) Będę miała dla swoich czytelników atrakcyjną zniżkę :)
UsuńStrasznie chcę zobaczyć ten film. Chociażby tylko dlatego, że gra tam Lily, którą uwielbiam! Naprawdę zazdroszczę, że miałaś okazję go obejrzeć wcześniej.:)
OdpowiedzUsuńKolejna osoba mówi o Lily, a Sam? Taki przystojny i genialny aktor :)
UsuńNo dobra, jest przystojny, ale jak teraz sprawdziłam na filmwebie, to widziałam go tylko w Igrzyskach i Piratach. Pewnie po tym filmie zacznę go lubić bardziej. ;)
UsuńUwielbiam tę książkę. Zawsze wracam do niej na życiowym zakręcie. Na pewno nie zabraknie mnie na premierze i straaaasznie zazdoszcze Ci, że już widziałaś ekranizację!
OdpowiedzUsuńWięc szykuj się na seans z nami, bo chcemy z Pauliną iść po raz drugi i wyciągnąć całą naszą grupę :)
UsuńO jeny, już mnie przekonałaś :) Faktycznie, skoro film jest świetny, to książka pewnie okaże się być genialna - chętnie przeczytam i obejrzę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię przekonałam :) Teraz poluj na zniżkę na książkę, która będzie u mnie na blogu :)
UsuńCo prawda nie czytałam jeszcze powieści (widziałam, że wyżej pisałaś o nowym wydaniu w grudniu - wiesz coś więcej na ten temat? ,,Wisi" gdzieś w sieci okładka?), ale film muszę obejrzeć, bo zwiastun ,,kupił mnie" bezapelacyjnie. Poza tym, ostatni gif jest cudny :).
OdpowiedzUsuńNowe wydanie powinno wyjść w okolicy premiery filmu, czyli koniec listopada lub początek grudnia. Zapewne z filmową okładką. Nie wiem tylko, pod jakim tytułem - "Na końcu tęczy" czy "Love, Rosie". Zaglądaj do mnie, gdyż będę miała zniżkę na tę książkę dla czytelników :) Ten moment w filmie był cudny, więc cieszę się, że gif Ci się podoba :)
UsuńZacznę od poznania książek autorki, potem skuszę się na film :)
OdpowiedzUsuńOd której planujesz zacząć? :)
UsuńAle mi okropnego apetytu narobiłaś.Muszę koniecznie przeczytać tę książkę i choć za Lily Collins nie przepadam, to ekranizację na pewno muszę obejrzeć. Tym bardziej, że data jego premiery niemal nakłada się na moje urodziny:))) Szczerze gratuluję obejrzenia przedpremierowego pokazu, jesteś szczęściarą:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci narobiłam apetytu :D Mnie samej ciągle cieknie ślinka na myśl o filmie i ponownym seansie w grudniu :) Lily zagrała serio świetnie, może uda Ci się do niej przekonać :)
UsuńMuszę obejrzeć ten film! :)
OdpowiedzUsuńO nie słyszałam o książce i o filmie.
OdpowiedzUsuńI dawno nikt mi nie narobił takiego smaka na coś :D
Jak mnie to cieszy, że tylu czytelników udało mi się zainteresować :) Poluj za zniżkę na książkę!
UsuńNo nie.. jak to premiera dopiero w grudniu? :(( Taka zachęcająca recenzja, że ja chcę już obejrzeć ten film! Do tego jeszcze taka genialna obsada! Ratunku...
OdpowiedzUsuńNiestety dopiero w grudniu, ale pomyśl - seans w sam raz na Święta i okazja do wzięcia wolnego lub spędzenia ferii świątecznych poza domem :)
UsuńKsiążka jest niesamowita. I myślę, że z filmem będzie podobnie :) Na pewno obejrzę :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, że znasz już książkę! Ja bym już dawno kupiła, gdyby nie to, że nie lubię wydań kieszonkowych - za bardzo męczą mi się oczy.
UsuńDobra co tu duzo pisac. Muszę obejrzec ten film i juz;p
OdpowiedzUsuńJak do tej pory z książek autorki czytałam tylko "Pamiętnik z przyszłości" i bardzo mi się wtedy spodobał. "Na końcu tęczy" mam od dawna na lubimy czytać zaznaczoną chęć zapoznania się z tą pozycją, ale całkowicie o niej zapomniałam. Nie wiedziałam nic na temat ekranizacji, dopóki przez przypadek nie trafiłam na Twojego bloga. Muszę przyznać, ze ta recenzja całkowicie mnie przekonała i nie ma opcji żebym nie zapoznała się z filmem i książką. Zaznaczam, zapisuję i czekam na nowe wydanie książki i oczyiście pojawienie się filmu w kinach;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ci! Czekam na ten film od samego początku, bo jestem wielką fanką Lily i już od dawna śledzę jej karierę. Czekam z niecierpliwością, aż film wejdzie do polskich kin!
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA MOJEGO BLOGA POŚWIĘCONEGO LILY: http://lily-collins-magic.blog.pl/
Oj, czekam zarówno na nowe wydanie książki jak i na film. Zapowiada się nieziemsko. No i oczywiście gratuluję przedpremierowego seansu! :)
OdpowiedzUsuńprzeczytałam książkę jednych tchem i teraz z utęsknieniem czekam na film ! :)
OdpowiedzUsuńNo niestety ja nie dołączę się do zachwytów nad filmem, może dlatego, że czytałam najpierw książkę i jak dla mnie film strasznie spłycił książkę, pozmieniał dużo rzeczy i sytuacji i niestety ale zrobiony jest typowo pod publikę poniżej 20 lat;/ jedyne do czego nie mogę się przyczepić to do aktorstwa i muzyki, ale sama historia infantylnie poprowadzona, książka stanowczo górą.
OdpowiedzUsuń