29 grudnia 2014

Czytamy dla treści czy perfekcyjnej stylistyki? [Cykl Felietonów Wolnych #2]

Źródło obrazka: przeklady.net
Dnia 23 grudnia na fanpejdżu jednego z wydawnictw kilka czytelniczek w niesamowicie świątecznym klimacie zaczęło wyzywać tłumaczki i korektorki tegóż wydawnictwa. Dyskusja, wliczając przerwę świąteczną z ciszą przed burzą, trwała na pewno do wczoraj, kiedy w końcu postanowiłam się z niej wyłączyć. Nie wiem, co działo się później. Nie lubię poświęcać uwagi ludziom bez kultury i znajomości podstaw savoir-vivre'u.


Panie, kulturalnie mówiąc, ochrzaniły ekipę wydawnictwa początkowo za interpunkcję, ale gdy w końcu wyłączyłam się z dyskusji, by nie szarpać dalej swoich cennych nerwów, okazało się podobno (nie ja sprawdzałam, źródłem jest znajoma, która uległa mojemu zbulwersowaniu i przeczytała dyskusję), iż to jednak gramatyka je męczyła. I to najwyraźniej tak bardzo, że nie umiały powstrzymać się od nietrafnych porównań i obrażania nie tylko w/w osób, ale również mnie samej.

A podobno osoby czytające są kulturalne, pomyślałam i rozpoczęłam tworzenie tego wpisu.

Pomijając porównania braku kilku przecinków i kilku byków gramatycznych do rozdartych w kroku dżinsów albo tłumaczenia książki do robienia przez dzieci w Chinach spodni, panie nie umiały okazać żadnych sensownych argumentów, poza ciągłym wytykaniem, jak to ja na pewno niczego nie rozumiem, jestem ograniczona, kupuję spodnie bez jednej nogawki etc. Teksty absurdalne, prawda?

Tym bardziej nie zgadniecie, od czego cała dyskusja się zaczęła. Wydawnictwo zorganizowało mega promocję z upustem na wszystkie książki dostępne w katalogu. I było ich naprawdę mnóstwo! Jednak panie zaczęły mieć pretensje, że każdej z nich jakiejś książki zabrakło i że po co w ogóle wydawnictwo startuje z promocjami, skoro książek wcale nie ma. Na nic tłumaczenia wydawnictwa, że w tempie błyskawicznym zeszło kilka tysięcy egzemplarzy - bo po co je czytać, skoro można narzekać, ochrzaniać i wyzywać. Nie spodziewałam się takiego zachowania po oczytanych ludziach, ale, jak widać, buractwo się szerzy i w jednym z naszych ogródków.

Spytałam Was o opinię w tej sprawie na fanpejdżu i za zgodą cytowanych osób przytoczę kilka wypowiedzi.
- - - - - - -
Jeśli brakuje przecinków, to nie zwracam przeważnie uwagi, chyba że psuje mi to szyk zdania i jest nagminne. Gorzej, jak są to błędy ortograficzne albo "zjadanie" spacji. Wybaczam pojedyncze błędy, ale jeśli błędy są co kilka stron albo częściej to już lekka przesada. Przecież jeśli ktoś pisze na komputerze, to może sprawdzić pisownię i poprawić.
- Joanna K. 

W pełni zgadzam się z Joanną, że błędy ortograficzne i ucięcia spacji to przesada, gdyż przy pracy w wielu programach do tworzenia tekstów istnieje opcja sprawdzenia pisowni wraz z podkreśleniem podstawowych byków. Często obejmują one też podstawowe zasady interpunkcji, ale nie uwzględniają już wszelkich odstępstw od reguł. Więc, jakby nie było, o wtrącenie gdzieś takiego typu błędu jest dość łatwo.
- - - - - - -
To ja w książce ***, którą teraz czytam, znalazłam przecinek przed "i". 
Czy to jest powód, aby wszczynać aferę? Niekoniecznie.
- Sophie Carmen, http://boook-reviews.blogspot.com
Ludzie, przecież są gorsze przypadki, gdzie są literówki czy błędy ortograficzne, które rażą na kilometr. Przecinki to nie powód do kłótni! Człowiek nie jest idealny, może się pomylić, wstawić przecinek nie tam, gdzie trzeba. A jak już ktoś komentuje, że pojawiają się gdzieś orty czy zdania o badziewnej konstrukcji, to już nikt głosu nie podnosi? Rozumiem, jakby tego brakło w całej książce, ale kilku przecinków? Really? Przecież to nie przeszkadza... Gorzej, jakby czytało się lekturę, w której byłoby tak: "ktury, rurza, żeka itp."
- Mirror of Soul,  http://mirror-of--soul.blogspot.com
Czasami zauważałam, że nie ma przecinków lub źle sformułowane jest zdanie, ale jeśli się zdarza parę razy, to nie jest to problem, chyba że pojawia się na każdej stronie. Ważniejsza jest treść.
- Sylwia K.
Nie lubię, gdy komuś opowiadanie myli się z dyktandem. Trochę zdrowego rozsądku i wypośrodkowania. [...]Ciekawym przykładem jest tu Pawlikowska, która przecinki w ogóle traktuje jak coś swojego, absolutnie dowolnego. To dla mnie już zbyt skrajne przekonanie, ale może i naturalna przeciwwaga dla poprawnej skrajności.
- Adrian "Lancan" Atamańczuk, autor "Arlin", http://www.facebook.com/a.atamanczuk


Point taken! Nie chodzi o zniechęcenie tych ludzi do pracy, a o zachęcenie do zajrzenia do słownika interpunkcyjnego w razie potrzeby lub zasięgnięcia rady przy sprawach związanych ze składnią i gramatyką.
 O ile dobrze pamiętam, panie miały głównie problemy z literaturą New Adult. Tak się składa, że czytałam większość książek NA od tego wydawnictwa i nie zauważyłam tak rażących błędów, o jakich była mowa w tej para-dyskusji. Pojedyncze zdarzają się każdemu, a tu nie pamiętam, bym pisała wydawnictwu w mailu listy braków. Może raz, nie więcej.
Ad. Nawet przed "i" mogą pojawić się przecinki, np. przy poprzedzającym ten łącznik wtrąceniu lub przy wyliczaniu w formie "coś i coś, i coś, i coś".
- - - - - - -
Źródło obrazka: demotywatory.pl
Zależy. Jeśli to przecinki, które stawia się od podstawówki, to problem jest spory. Jeśli jest to tylko kilka przecinków, które nie burzą szyku zdania, to nie widzę powodu, by się czepiać. A już w ogóle nie rozumiem, czemu tłumaczki się obraża [...] Ale tak szczerze - nie wszystko da się wyłapać. Nawet książki naukowe wydaje się z błędami.
- Agnieszka D., http://ksiazka-od-kuchni.blogspot.com
Moim zdaniem obrażanie tłumaczek to brak jakiejkolwiek kultury, poza tym to raczej kwestia złej korekty. Ale uważam, że to faktycznie duży błąd, jeśli wydawnictwo nie dba o poprawność językową swoich publikacji.
- Martyna Sz., www.postmeridiem1.blogspot.com


Nie powinno się obrażać nikogo, szczególnie ludzi, którzy tylu osobom nie znającym wystarczająco obcych języków dostarczają nowych książek i to naprawdę dobrze przetłumaczonych i z ogarniętą korektą. Siedziałam w tłumaczeniu i w korekcie. To żmudna robota. I naprawdę trudno na przestrzeni paruset stron nie popełnić błędu, a potem jeszcze wszystkie z nich poprawić. 
- - - - - - -
Nie ma książek idealnie zredagowanych z idealną korektą. Jak się chce kogoś walnąć, to kij zawsze się znajdzie. A nie myli się tylko ten, który nic nie robi. [...] Studiowałam edytorstwo i pierwsze, co nam powiedziano na zajęciach, to właśnie to, że nie ma idealnie złożonych, zredagowanych i poprawionych książek. Sama pracuję jako redaktor i wiem, jak to jest. Piszę też książki i tutaj również mam świadomość, że jakiś błąd umknie. A wydaje mi się, że dobra historia, nawet bez kilku przecinków zawsze się obroni.
- Anna S., redaktorka, autorka książek

Bardzo dziękuję Annie za włączenie się w dyskusję. Dostaliśmy poniekąd drugą stronę barykady. Jak sami wyżej możecie przeczytać, nie ma idealnie złożonych, zredagowanych i poprawionych książek. Ważna jest dobra historia.
- - - - - - -
Dla mnie liczy się treść książki. Jeśli czytam coś, to skupiam uwagę na fabule i na tym, jakie emocje towarzyszą danej pozycji. Jasne, nieraz można przyuważyć jakiś niewielki błąd, ale ja raczej to traktuje w sposób, że [...] normalną rzeczą jest, że po kilku długich godzinach ślęczenia nad tekstem mogą się pomylić jakieś znaki. Spotykałam błędy interpunkcyjne, jak i drobne literówki. Dla mnie nic wielkiego, nikt nie jest idealny. [...] Można napisać do danego wydawnictwa i powiedzieć, że mają błąd, to wtedy w dodruku go już nie będzie. 
- Dominika Szałomska, autorka "Demona żądzy", http://dominika-szalomska.blogspot.com

Ja również raczej skupiam się na treści. Wiadomo, jeżeli są to jakieś rażące błędy, czy ortograficzne, czy stylistyczne, to może pozostawić pewien niesmak. Ale tłumacz też człowiek. Też może się pomylić. Tym bardziej, że inne języki rządzą się nieco innymi zasadami.

- Martha Oakiss, http://secret-books.blogspot.com

Podsumowanie. Piękne i konkretne. Czytamy książki dla fabuły, dla bohaterów, dla morału, a nie dla przecinków i poprawnej składni, szczególnie że mowa tu o zaledwie kilku wpadkach, które nie odejmują nic a nic z przyjemności czytania. Czytamy, by przeżywać to, co wymyślił autor wraz z bohaterami, którzy powstali w jego głowie. Czytamy, by rozkoszować się językiem obcym lub też jego tłumaczeniem, za które wielu powinno być wdzięcznych, a nie dodatkowo krytykować. 

Źródło obrazka: papilot.pl
W tym gronie jestem ja, gdyż gdyby wiele książek nie zostało przetłumaczonych, moja rodzina czytałaby znacznie mniej niż obecnie. Siostra pochłania tony fantastyki, mama masę romansów i komedii, babcia - historie z życia wzięte, dziadek - wszystko dotyczące II Wojny Światowej. Nie znają języka angielskiego, z którego większość ich biblioteczek pochodzi dzięki wspaniałej robocie tłumaczy. I nie słyszałam jeszcze, aby którekolwiek z nich skarżyło się na złą korektę, przy czym babcia jest z zawiłościami naszego języka obeznana niemal tak dobrze jak prof. Bralczyk, a mama dużo, dużo pisze i to ona uczyła mnie niegdyś zasad ortografii, interpunkcji i składni. 

Więc jestem wdzięczna za każdą stronę przetłumaczoną i poprawioną językowo, która przewinie się przez moje palce lub śmignie na ekranie czytnika lub monitora. Każdą przygodę, która dzięki tłumaczom i korektorom sprawiła w dzieciństwie, że pokochałam czytanie. Każde wydarzenie książkowe, które sprawiło, że dziś jestem tu z Wami jako prowadząca Książkowe "kocha, nie kocha" i robię to, co kocham razem z tak bliską mi osobą, jaką jest Martyna - z którą poznałyśmy się m.in. dzięki miłości do książek. 

Cieszę się, że czytelnicy zwracają wydawcom uwagę na niedopracowania, gdyż świadczy to o uważnej lekturze. Jednak nie podoba mi się brak kultury, bezsensowne argumenty i fakt, że osoby, które same ewidentnie nie umieją korzystać z interpunkcji zwracają o to uwagę innym i są na tyle odważne w sieci, że nie szczędzą tłumaczom i korektorom w słowach, niekoniecznie miłych. 

Jestem ciekawa Waszego stanowiska w tej dyskusji. Mnie te panie zbulwersowały, ale dziś zdążyłam nieco ochłonąć. Czekam na Wasze głosy i dziękuję wszystkim osobom, które wzięły udział w jej pierwszej części na fanpejdżu.