08 kwietnia 2015

Recenzencki Klub Dyskusyjny #1: Dziesięć płytkich oddechów

Kochani,
ci z Was, którzy uważnie śledzą fanpejdża, wiedzą, że od kilku tygodni opracowywałam specjalną akcję zrzeszającą blogerów książkowych. Zapraszałam Was do kontaktu ze mną i obecnie grupa uczestników akcji liczy sobie ponad 30 osób, co niezmiernie mnie cieszy. Ciągle zbieramy chętnych, więc zapraszam do kontaktu przez moje prywatne fejsbukowe konto lub przez fanpejdża.



Przechodząc do sedna, czym w ogóle jest ta akcja?
Pomyślicie, że zwariowałam, ale specjalnie dla recenzentów otworzyłam Recenzencki Klub Dyskusyjny. Polega on na tym, że co tydzień do dwóch zbieramy grupę chętnych do dyskusji na wybrany wcześniej temat. Efekty naszych rozmów trafiają do mojego Worda, gdzie szykuję je do publikacji. Jako że to akcja zbiorowa, której Książkowe Kocha, Nie Kocha patronuje i której jako pomysłodawczyni jestem również koordynatorką, wpisy będące efektem naszej działalności będą pojawiać się nie tylko tu, ale na wszystkich blogach biorących udział w akcji. Każdy wpis trafia do pomysłodawcy pomysłu albo do osoby, która pierwsza wyrazi chęć prowadzenia dyskusji na wybrany temat. W każdej rozmowie bierze udział od 4 do 7 blogerów. Zezwalamy na spoilery, więc jeśli nie znacie książki, zapraszamy do odłożenia sobie tego wpisu na później :)


Dziś pragnę w imieniu swoim i moich trzech kompanek zaprosić Was do lektury pierwszej dyskusji, na której temat wybrałyśmy "Dziesięć płytkich oddechów" K.A. Tucker
Zapraszamy!
~ * ~
W dyskusji udział biorą:
Sherry (S) z bloga Feniks
Magda Borkowska (MB) z bloga My Paper Paradise
Dominika Szałomska (DS) z bloga Dominika Szałomska
Natalia Pych (NP) z bloga Książkowe Kocha, Nie Kocha

PIERWSZE WRAŻENIA: POZYTYWNIE, NEGATYWNIE CZY HISTORIA WZIĘTA Z KOSMOSU?

Natalia Pych: Przyznam Wam, że dosłownie zatonęłam w tej historii. Jak zaczęłam ją czytać, tak nawet się nie spostrzegłam, kiedy przewróciłam ostatnią kartkę. Owszem, momentami była niepoważna i przewidywalna, ale wydaje mi się, że miała być dobrym przedstawicielem New Adult i w tym się sprawdziła. Zawierała humor, sytuacje lżejsze, choć nieco absurdalne, a do tego w dużej mierze opierała się na dramacie z przeszłości. Pierwsza Tucker to zdecydowanie jedna z moich ulubionych książek NA.

Sherry: Obawiałam się tej książki. Głównie dlatego, że wszyscy ją chwalili. A gdy słyszę, że coś jest za bardzo uwielbiane, dopadają mnie wątpliwości: "co jeśli okaże się, że na mnie powieść takiego wrażenia nie zrobi? Jak będę mogła skrytykować coś, co kochają wszyscy inni?". Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne, choć wydaje mi się, że jednak inni bardziej przeżyli lekturę. Miał być płacz, fontanna łez, kac książkowy na miarę światową. Obyło się bez tego, chyba przez to, że najważniejsze elementy, które powiedzmy...miały szokować, zostały przeze mnie przewidziane. Ale i tak powieść uwielbiam, może nie jest to moja ulubienica z nurtu NA, ale K.A. Tucker zyskała moją olbrzymią sympatię.

Magda Borkowska: Książka zaczyna się bardzo przyjemnie i lekko, nawet nie zauważyłam, kiedy zupełnie uwikłałam się w historię i przestałam postrzegać ją jako kolejne przeciętne romansidło, ale coś o wiele bardziej wartościowego. Kiedy to się stało? Nie wiem, ale moje wrażenia od początku były pozytywne, zmieniała się tylko ich intensywność - THE FEELS. Tucker bardzo mnie zaskoczyła, nie spodziewałam się tak dobrej książki, która oprócz rozrywki, zapewnia czytelnikowi nieprzeciętną historię z genialną główną bohaterką. Wszystko dopełnia styl autorki, który sprawia, że wręcz "płynie się" przez powieść. "Dziesięć płytkich oddechów" nie szokuje czytelnika, bo rozwiązanie jednej z większych tajemnic nastąpiło dla mnie dość wcześnie. Tucker nie wbija w fotel jedną, konkretną sceną, ale stopniowo angażuje czytelnika tak mocno, że nie jest już w stanie się wycofać i przerwać lektury.

Dominika Szałomska: Przyznam się, że kiedy zabierałam się za tę książkę, miałam już za sobą drugi tom. Jest to ogromne fopa z mojej strony, ale nie wiedziałam nic o tym, że to seria. Jednak kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać i przestać myśleć o bohaterach. Sama fabuła z przeszłością sprawiła, że historia wydawała się bardziej prawdziwa i realna. Mimo że w prawdziwym świecie o takie coś ciężko. Autorka od razu wpisała się na listę moich ulubionych, ma styl, który sprawia, że naprawdę nie wiadomo kiedy, a tu już koniec książki i zostaje uczucie pustki, gdyż coś tak dobrego się skończyło.

NP: A no właśnie. Powiedzcie mi, JAK NA WAS WPŁYNĘŁY RECENZJE INNYCH BLOGERÓW? Pierwsze tygodnie były falą ogromnych zachwytów, ale niedługo potem pojawiły się pierwsze krytyczne opinie, które pociągnęły za sobą kolejne. Ja miałam to szczęście, że zabrałam się za książkę w tydzień po premierze, więc nie zdążyła dorobić się zbyt wielu recenzji, toteż nikomu nie udało się wpłynąć na moje zdanie i z góry przygotować na jakieś konkretne emocje podczas lektury.

S: Jak już wspomniałam: gdy coś się za bardzo chwali, ja nastawiam się do tego krytycznie i z wątpliwościami. Tak było z "Gwiazd naszych wina" Greena czy "Hopeless" Hoover. "Dziesięć płytkich oddechów" trafiło na taki okres w moim życiu, kiedy zdałam sobie sprawę, kto mniej więcej ma taki gust czytelniczy jak ja i kiedy przeczytałam, że opinie tych osób były pozytywne, trochę mi ulżyło, ale... I tak starałam się nie podchodzić do książki z większymi nadziejami. Zawsze, przed każdą lekturą staram się mieć czystą głowę, żeby się nie rozczarować.

MB: Ochy i achy potrafią skutecznie odciągnąć mnie od danej lektury, czasami na kilka miesięcy, a czasem na kilka lat. O książce słyszałam mnóstwo pozytywów jeszcze przed jej polską premierą, a moje oczekiwania wzrastały z każdą kolejną pozytywną opinią. Proporcjonalnie rosły moje obawy, które jednak rozprysły się po kilku rozdziałach, Tucker miała mnie w garści prawie od samego początku. Mimo wszystko, zauważałam wady tej powieści, chociaż o nich nie było jeszcze głośno, kiedy zaczynałam lekturę. Cieszę się, bo z pewnością znając jej słabe strony podświadomie wyłapałabym je podczas czytania. I choć miałam swoje zastrzeżenia, na szczęście nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać i oczekiwać.

DS: Ja mam na tyle dobrze, że jak upatrzę sobie jakąś książkę, to staram się nie szukać za dużo recenzji, wole siąść jako neutralna i dać się albo przekonać książce albo nie. Tak samo było z tą książką, najpierw zabrałam się za czytanie, a dopiero potem zobaczyłam, jakie ma oceny :) Nie żałuję, bo jeśli przeczyta się negatywną ocenę, to odruchowo człowiek szuka już tych błędów, które ktoś wypomniał.

NP: Też jestem za czystą głową. Tylko w tym momencie same jako blogerki strzelamy sobie samobója, bo skoro my nie czytamy recenzji nowości, których nie miałyśmy okazji przeczytać, to jak możemy oczekiwać tego od innych?

S: Ależ kto powiedział, że nie czytamy? Ja osobiście czytam. I pozytywne opinie budują moją ciekawość, negatywne uodparniają na (możliwe) rozgoryczenie.

DS: Też czytam recenzje innych, tylko po prostu jeśli jest recenzja książki, która mnie zaciekawi, to wolę po nią sięgnąć i nie szukać dalej innych. A jak jest negatywna recenzja, to niestety skutecznie mnie zniechęca.

MB: Myślę, że recenzje są przede wszystkim dla tych, którzy wahają, się czy sięgnąć po daną pozycję. Na długo przed premierą, wiedziałam, że "Dziesięć płytkich oddechów" szybko dołączy do mojej bilbioteczki, więc nie potrzebowałam rekomendacji. Recenzje innych blogerów czytałam, tyle że kiedy sama przeczytałam już książkę i miałam wyrobioną opinię. Wydaje mi się, że to najlepszy sposób na zachowanie względnego obiektywizmu - czyli po prostu nie uprzedzać się i nie wydawać opinii - pozytywnej lub negatywnej – jeszcze, zanim przeczytamy pierwszą stronę.


A co sądzicie O GŁÓWNEJ BOHATERCE?

S: Powiem tak: o ile kreacja bohaterów to naprawdę wielki plus w książce, o tyle sama Kacey mojej ogromnej sympatii nie wzbudziła. Ogólnie rzecz biorąc, jestem czytelniczką, która raczej głównych bohaterek nie uwielbia. Żeby mnie do kogoś przekonać, trzeba się naprawdę wysilić (co udało się K. A. Tucker z Livie w "Jednym małym kłamstwie" tak btw.). Kacey była... moim zdaniem nieprzemyślana. Z jednej strony mamy dziewczynę, która została pokrzywdzona przez los, nie ma uczuć, wybudowała wokół siebie mury, a z drugiej widzimy, jak parędziesiąt stron dalej ulega wszystkiemu. Ja rozumiem, że dla niektórych to mogło wypaść realistycznie, w końcu człowiek na dłuższą metę nie może wzbraniać się przed odczuwaniem emocji, ale... No nie wiem. Te wahania nastrojów Kacey nie były dla mnie realistyczne. Miała być nieczuła, zimna, zamknięta w sobie, a zamiast tego, dostałam obraz dziewczyny, która ulega chłopakowi niemal od pierwszego wejrzenia, tylko dlatego, że jest przystojny. Nie można odmówić autorce wyraźnie, dobrze psychologicznie nakreślonych postaci, ale obawiam się, że w pewnym momencie, zamiast współczuć Kacey, przestałam interesować się jej losami, śledząc z większym zainteresowaniem poczynania pobocznych bohaterów.

MB: Kacey to bardzo silna postać, która ujęła mnie właśnie tą pewnością siebie. Wiele bohaterek NA to przestraszone, ciche, nieśmiałe dziewczyny, bez własnego zdania czy asertywności. Kacey nie daje sobie w kaszę dmuchać - bierze to, co jej się należy lub czego po prostu chce. Jak każdy, ma swoje problemy i sekrety, które mocno ją ukształtowały. Momentami jej skrajne opinie mnie denerwowały, ale wolę bohaterkę, która wywołuje u mnie emocje, niż taką, wobec której pozostaję obojętna.

DS: Mam podobne rozterki co Sherry i Magda B. Kacey jest niby twarda, ma mur wokół, postanawia nie dopuścić do siebie, a z drugiej strony miałam wrażenie, że jest delikatna i zarazem słabsza niż jej się wydaje. Jej decyzje nieraz mnie irytowały, sprawiały, że miałam ochotę nią potrząsnąć, ale o to chodzi. Bohater/bohaterka ma wywoływać u nas emocje i mamy siedzieć i psioczyć pod nosem tłumacząc (prosto w strony powieści), co mają zrobić.

NP: Jak dla mnie Kacey nie do końca umiała sobie z tą obroną przed bólem z przeszłości poradzić. Niby wybudowała mur wobec siebie i nie chciała nikogo dopuścić poza niego, ale z drugiej strony kilka razy wprowadziła Storm i Trenta w bardziej prywatne zakamarki osobowości, które moim zdaniem trudniej powinno być odsłonić niż wypadek z przyszłości. Z drugiej strony nie znam aż tak dobrze psychologii, by powiedzieć, czy takie zachowanie bohaterki jest nierealne. W sumie wszystko zależy od człowieka i w ten sposób od każdej reguły są wyjątki. Mnie Kacey najbardziej ujęła walką o siostrę i o to, by żyło im się dobrze, mimo że świat walił się na łeb, na szyję i ledwo wiązały koniec z końcem. Uwielbiałam jej relacje ze Storm, kibicowałam związkowi z Trentem - chociaż od początku wiedziałam, jak się rozwiąże - i w sumie całkiem spodobały mi się jej kontakty z Cainem jako szefem. Lubię ją jako bohaterkę, bo po prostu jest ludzka. Popełnia błędy i nie zawsze się na nich uczy.

Co sądzicie o OGÓLNYM ZARYSIE FABUŁY? Przewidywalna, emocjonalna, nużąca czy dająca do myślenia?

MB: Fabuła pozornie nie odbiega od innych powieści NA, ale mimo wszystko ma w sobie coś, co sprawia, że nie mogłam oderwać się od lektury. Niestety, rozwiązanie wielkiej zagadki Trenta nie było raczej wyczynem na miarę Sherlocka, bo autorka rzucała wskazówki często i gęsto, ale nie była to najważniejsza część powieści. Tucker zwyczajnymi, codziennymi sytuacjami buduje świat, który przyciąga czytelnika i wita go z otwartymi ramionami. Chociaż bohaterowie nie mieli lekko, w końcu udało im się osiągnąć "happy end". Zakończenie nie jest jednak cukierkowe - każdy musi sporo się natrudzić i zmierzyć z demonami przeszłości, żeby potem móc żyć w zgodzie ze sobą i innymi. Podobał mi się rozwinięty wątek rodzinny, a właściwie siostrzany - trzymał Kacey w ryzach. Są pewne braki oraz zagrania, których generalnie nie cierpię jak "insta love", czyli natychmiastowa miłość i utrata rozumu dla ledwo poznanej osoby - Kacey padła tu ofiarą. Rozwiązywanie problemów w związku seksem zamiast rozmową również nie należy do moich ulubionych wątków. Chociaż książka jest przewidywalna, ma w sobie to coś, co sprawia, że absolutnie pokochałam całą historię i bohaterów.

DS: Na pewno jest zaskakująca. Kiedy zabrałam się za czytanie, nie wiedziałam, czego dokładnie się spodziewać, sądziłam, że będzie to powieść o trudnej miłości. A tu niespodzianka, okazuje się bardziej głęboka, niż myślałam. Sama fabuła jest niby oklepana, ale Tucker odświeżyła ten pomysł swoją spojrzeniem i swoją wizją na tę historię. Bohaterowie niby zwykli, a jednak niezwykli, do których bardzo się przywiązujemy.

NP: Zgodzę się z Magdą - mi też przeszkadzała ta nagła utrata głowy dla Trenta. Pomijam fakt, że facet potrafił być irytujący i zaleźć za skórę. Nie rozumiem tego pokazywania seksu jako rozwiązania problemów. Tucker nie była pierwsza, zasłynął z tego "Dotyk Crossa" Sylvii Day. Kłótnia, seks na zgodę, kłótnia, seks na zgodę etc. Kacey i Trent mieli chociaż jakieś przerywniki w postaci normalnego bycia parą. Niemniej jako związek niczym się nie wyróżnili. Pociągnięcie wątku Trenta przewidywalne do bólu. Spodobał mi się za to pomysł z Cainem i klubem. Storm wydawała się idealną postacią do wkręcenia Kacey w taki świat. Bardzo mnie cieszy, że autorka nie postawiła na kolejny brudny i brutalny burdel, tylko na kulturalny klub nocny. Miło wziąć oddech w tej powodzi seksualnego napastowania ze wszystkich stron. Mnie osobiście najbardziej poruszyło przesłanie historii dotyczące tytułowych oddechów.

S: Niektórzy, którzy nie mają styczności bezpośredniej z NA, a tylko czytają opinię poszczególnych książek, mają przyjęty tok rozumowania, że każda książka NA opowiada o tym samym. Mamy dwójkę bohaterów z trudnymi przejściami, którzy w końcu godzą się z przeszłością i żyją długo i szczęśliwie. A jednak K.A. Tucker wyszła poza ramy. I mimo że i mnie wątek miłosny nie przypadł do gustu, bo zawierał te irytujące elementy, o których wspomniałyście, to sama fabuła była niesamowita. Wiemy, co przeszła Kacey, że znalazła się w takim miejscu, w jakim ją poznajemy. Tragedia rodzinna, którą przeżyła i przedstawienie jej skutków, to coś, co bardzo podziwiam w autorce. Nie dość, że udało jej się ciągnąć akcję i nadać całości płynność, przez którą nie chcieliśmy oderwać się od lektury, to jeszcze poruszyła mnóstwo ważnych tematów i dała rozwiązania, które satysfakcjonowały. Rozwój bohaterów wraz z kolejnymi rozdziałami tylko cieszył, a wątek przyjaźni/siostrzanej miłości wręcz mnie zaślepił. Jestem ogromną fanką duetu Kacey & Livie, bo dziewczyny wiele przeszły, a mimo wszystko udało im się przetrwać i budzić każdego ranka, mając cel - dbać o siebie.

NP: Z perspektywy znajomości kolejnych tomów zastanawia mnie tylko, dlaczego autorka nie poruszyła wątku z samego początku pierwszego tomu z kontynuacji, czyt. w "Jednym małym kłamstwie". Chodzi mi o sytuację z wujkiem molestującym małą Livie. Problem wart poruszenia, a został kompletnie pominięty.

MB: Nawet w drugiej części nie doczekał się rozwinięcia, o ile dobrze pamiętam,

S: Wydaje mi się, że autorka skupiała się na zbyt wielu wątkach i po prostu ten, wart pociągnięcia, zaginął w tle. Szkoda, że tego bardziej nie przemyślała.

NP: W pierwszej był tylko na początku i w efekcie nie zostawił na Livie żadnego piętna, a w zestawieniu z chłopakiem, który miał takie, a nie inne relacje ze swoim ojcem, można by nadać ich związkowi więcej charakteru i głębi psychologicznej.

S: Zgadzam się. Ale szczerze? Bliższym mojemu sercu jest „Jedno małe kłamstwo”, aniżeli "Dziesięć płytkich oddechów", więc staram się nie doszukiwać tam negatywów.:)

NP: Mnie obie są bliskie, ale utożsamiam się z Livie z JMK sto razy mocniej niż z Kacey :)

S: Ja też. Poza tym, Ashton to miłość mojego życia, więc... :D

MB: Też przekonał mnie do siebie bardziej niż Trent :D

Najsłynniejszym cytatem z "Dziesięciu płytkich oddechów" jest ten mówiący o niesamowitej sile kilku haustów powietrza. "Dziesięć płytkich oddechów. Przyjmij je. Poczuj je. Pokochaj je." Jak Wy go rozumiecie i w jak dużym stopniu na Was wpłynął?

DS: Trudne pytanie. Polubiłam go, wręcz pokochałam, bo moim zdaniem może pomóc w wielu sytuacjach. Dziesięć oddechów może nas uspokoić, może nam dodać odwagi. Każdy z nam na pewno to rozumie inaczej, jednak u mnie to działa uspokajająco, oczyszcza umysł i pozwala lepiej spojrzeć na sytuacje.

NP: Od dawna doceniam tę niezwykłą moc oddychania w stresowych sytuacjach. Tylko że skupiam się na głębokich oddechach, nie płytkich. Te tylko zwiększają stres. Dlatego zaciekawił mnie tytuł książki. W czym te płytkie oddechy miały by pomóc? W medycznego punktu widzenia dziesięć płytkich oddechów jest jednym z najlepszych sposobów na niedotlenienie organizmu i tym samym zawroty głowy, nudności i utratę przytomności. Z drugiej - bez oddychania nie możemy żyć, więc słowa o płytkim oddychaniu można rozumieć jako szybką wentylację organizmu podczas silnego stresu lub zdenerwowania. I w sumie to prawda, dziesięć płytkich oddechów wystarczy, by uświadomić sobie najprostszą rzecz, o której na co dzień mało kto myśli.

S: Od kiedy zobaczyłam tytuł, zastanawiałam się, jaki będzie miał znaczenie dla całości. Praktycznie przez cały czas trwania lektury czekałam z utęsknieniem na moment wyjaśnienia, ale chyba liczyłam na bardziej szczegółowe, bo powiedzmy sobie szczerze: tak średnio to wszystko zostało tam wyjaśnione. Mimo wszystko, wydaje mi się, że z oddechami chodziło o to, by utrzymać kontakt ze światem. W kryzysowych sytuacjach albo nerwowych, gdy jesteśmy niemal na skraju wybuchu, tracimy rzeczywistość, emocje panują nad ciałem. Wtedy nawet te głębsze oddechy nie pomogą, bo po prostu uczucia biorą górę. Płytkie oddechy pomagają...nie wiem? Utrzymać kontrolę? Pomagają dostrzec, że wciąż żyjemy, wciąż funkcjonujemy, no i tak jak zauważyła Natalia, wentylują, oczyszczają mózg. A przynajmniej tak to wygląda z mojej perspektywy.

MB: Szczerze mówiąc, choć ten cytat zapadł mi w pamięć, a podczas lektury na chwilę się przy nim zatrzymałam, nigdy nie dorabiałam do niego wielkiej filozofii. Zgadzam się tu z doktorem, który użył go, żeby pokazać Kasey jak radzić sobie z problemami. Czemu to płytkie oddechy, a nie głębokie, jakie są zalecane przy różnego rodzaju atakach paniki etc.? Podobnie jak Sherry liczyłam na większą symbolikę, ale to przypomnienie, że czasem wystarczy oddychać, tylko tyle i aż tyle.

A na ile przemawia do Was OKŁADKA?

NP: Mnie bardzo usatysfakcjonowała. Oddycham. Raz pod wodą, raz nad wodą. Ogień, który tli się w mojej duszy i odwzorowuje w dolnych partiach włosów daje mi szansę na wynurzenie się z otchłani, utrzymując ciało ostatkami sił tuż przy powierzchni i zmuszając je do podjęcia walki. Nad taflą iskry przeskakują wesoło, czasem zanurzając się pod wodę i pokazując, jak wspaniałe jest szczęście i jak bezcenne jest życie. 
Może trochę przegięłam z tym opisem, ale pisałam go zaraz po skończeniu lektury książki i byłam szczerze zachwycona, jak dobrze okładka odwzorowuje treść książki. Patrząc na nią, miałam i ciągle mam przed oczami to wszystko, co wyżej opisałam i dlatego uważam, że grafik wykonał niesamowitą robotę.

S: Uwielbiam motyw wody - to trzeba zaznaczyć już na początku, żeby nie było nieporozumień :D Dlatego, gdy tylko zobaczyłam tą okładkę, wiedziałam, że MUSZĘ ją mieć na półce. Dążyłam do tego naprawdę uparcie, a gdy w końcu trzymałam ją w dłoniach, zakochana w grafice, mogłam się nad nią trochę zastanowić. Osobiście nie potrafię pływać, zawsze się tego bałam. Może dlatego ta okładka symbolizowała dla mnie tonięcie. I w pewnym stopniu miałam rację. Kacey tonęła pod ciężarem wspomnień, wyrzutów sumienia, bagażu przeszłości i obowiązków związanych z wychowywaniem Livie. Ale fakt, że postać na okładce z pewnej perspektywy wydaje się odbijać od dna, daje nadzieję.

MB: Po prostu piękna. Idealnie uchwycony moment, świetnie dobrany font. Woda jest dla mnie bardzo ważna, uwielbiam pływać, jestem ratowniczką, a przede wszystkim ten motyw prezentuje się genialnie, tak jak w przypadku okładek np. Mary Dyer. To, że cała postać jest zanurzona też ma swoje źródło w fabule - Kasey trwała w stanie zanurzenia, otępienia - bo nie potrafiła i nie chciała się wynurzyć. Co tu dużo mówić, zachęca do lektury i ładnie prezentuje się na półce.

Na sam koniec - DLACZEGO POLECACIE KSIĄŻKĘ?

S: "Dziesięć płytkich oddechów" zasługuje na uwagę czytelników z paru powodów: porusza wiele wątków, z których jedne są trudniejsze od drugich. Skupia się na młodych ludziach, walczących o przetrwanie z własną przeszłością, która ciągnie ich na dno, a obserwowanie walki, jest naprawdę niesamowitym doświadczeniem. K.A. Tucker dysponuje piórem i talentem godnymi pozazdroszczenia. No i to właśnie w pierwszym tomie serii poznacie Livie, której losy będziecie możecie przeżywać w genialnym "Jednym małym kłamstwie". Autorka umie przyciągnąć uwagę czytelnika, umie manipulować emocjami i choć nie powiedziałabym, że jej książka jest idealna, to jednak na pewno warta przeczytania. Polecam ją zatem z czystym sercem. Warto się w niej zatracić, warto poznać Kacey i towarzyszyć jej we wzlotach i upadkach, tylko po to, by zobaczyć, że na końcu każdy zasługuje na przebaczenie i drugą szansę.

DS: Książka ukazuje, jak życie potrafi nas poharatać i sprawić, że nie mamy ochoty żyć. Sprawia, że zatrzymujemy się na chwilę i zastanawiamy, czy nie powinnyśmy czegoś zmienić w nim, by stało się lepsze, bardziej pełne. Dzięki tej powieści poznajemy różne rodzaje bólu i szczęścia, każda strona jest przesycona emocjami, które nas obezwładniają. Jestem absolutnie zakochana w „Dziesięciu płytkich oddechach”, gdyż to książka prawdziwa i pełna zaskakujących momentów. Nieprzewidywalna jak nasze życie.

MB: "Dziesięć płytkich oddechów" to nie genialna powieść z zawiłą fabułą, pisana poetyckim językiem. To książka, która dostarcza rozrywki na kilka godzin, rozkochuje w sobie czytelnika, igra z jego emocjami. Nie wiadomo, kiedy jest się zaangażowanym w tę historię całym sercem, przywiązuje się do bohaterów i szybko przewraca kolejne strony. To nie arcydzieło światowej klasy, ale w swojej kategorii bije na głowę wiele powieści. Tucker ma niesamowity dar do tworzenia historii, które nie dają o sobie zapomnieć i siedzą w głowie jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony.

NP: Pozostaje mi tylko się z Wami zgodzić :) „Dziesięć płytkich oddechów” to jedna z wielu książek New Adult, ale tak napisana, że nie można przejść obok niej obojętnie, oraz wzbogacona o przepiękne opisy, na których widok zapiera dech. Pamiętam, że przeczytałam ją zaraz po zeszłorocznej sesji letniej i byłam w szoku, że można aż tak przejąć się jednym cytatem z książki. I od tej pory sięgam po kolejne powieści pani Tucker bez wahania. A jako że niedługo spiszę wrażenia z trzeciego tomu, mogę już powiedzieć, że „Cztery sekundy do stracenia” są równie przepiękne!

~ * ~
Bardzo dziękuję dziewczynom za udział w pierwszej dyskusji! 
Kolejna już niedługo, tym razem nie o książce, a o temacie związanym poniekąd z rynkiem wydawniczym, i tym razem nie na Książkowym, a u Sylwii :)

Dajcie znać, co sądzicie o książce, dyskusji oraz naszej wspólnej inicjatywie! My jesteśmy dumne, a stanowimy zaledwie 1/8 całego zebranego dotąd grona :)

20 komentarzy:

  1. Świetny pomysł na serię artykułów, często recenzje są właśnie ograniczone odgórnie, przez wzgląd na spoilery. To ciekawy sposób na rozwinięcie myśli, opinii. Z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę, a przy okazji muszę jak najszybciej zabrać się za "Dziesięć płytkich oddechów" (bardzo żałuję, że nie mogłam przeczytać tego posta w całości).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wrócisz po lekturze, by przeczytać dyskusję :)

      Usuń
  2. Jestem dumna, że wzięłam w tym udział, bo wyszło cudownie. A rozmowa z dziewczynami była nowym doświadczeniem i to bardzo pozytywnym :)
    Pozdrawiam gorąco,
    Dominika :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za świetną dyskusję. :) Naprawdę się cieszę, że mogłam uczestniczyć w tak niesamowitym przedsięwzięciu. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie mi się to czytało, bo sama jestem ogromną fanką tej książki - dla mnie to najlepsze New Adult, jakie do tej pory czytałam! Poznanie opinii każdej z dziewczyn było naprawdę ciekawe, gdyż potrafiły też dobrze uargumentować swoje zdanie. :) Jedynie czego mi szkoda, to tego, że wśród grona dyskutujących osób zabrakło takiej, która byłaby krytyczna wobec tej książki - wtedy mogłoby być jeszcze ciekawiej - byłyby dwa punkty widzenia: osób, którym ta historia przypadła do gustu i osób, dla których była wtopą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukałyśmy osoby krytycznej, ale nikt taki się nie zgłosił do dyskusji :)

      Usuń
  5. Bardzo fajnie Wam to wyszło, dziewczyny. Naprawdę jestem pod wrażeniem :)
    Zgadzam się jednak z Zjadam skarpety co do tego, że osoba z negatywną opinią mogłaby wprowadzić do dyskusji nieco zamieszania. Niemniej jednak i bez tego bardzo podoba mi się to, co stworzyłyście ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ty też weźmiesz udział w jednej z kolejnych dyskusji :) I kurczę, też chciałam kogoś z negatywnymi wrażeniami, ale nikt taki się nie zgłosił :P

      Usuń
    2. Również mam taką nadzieję ;)

      Usuń
  6. Dyskusja genialna, gdybym tylko miała możliwość przeczytania tej książki- wzięłabym i ja udział. Może następnym razem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za dyskusję :) Świetnie rozmawiało się o książce z osobami o podobnych odczuciach. Nie mogę doczekać się kolejnej! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, czytanie tej dyskusji muszę sobie odpuścić:D książki nie czytałam, a jest wysoko na mojej liście Must Have, więc nie mogę sobie pozwolić na spojlery :D ale akcja super :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Interesujące. Jeszcze bardziej zapragnęłam przeczytać tę książkę,

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja książki jeszcze nie czytałam, więc nie wiedziałam zbytnio o co chodzi, ale pomysł z dyskusją ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta inicjatywa podoba mi się tak bardzo, że aż podlinkuję ją w czasoumilaczach ;) Dziewczyny, będę śledzić te wpisy ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Super akcja i super pomysł! :)

    OdpowiedzUsuń

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.