Nie wiem, jakim cudem na tym blogu nie pojawiła się jeszcze ani jedna recenzja powieści Olgi Rudnickiej, ale dziś to nadrabiam.
Uwaga! Dzisiejsza recenzja jest w zupełnie innej formie niż zazwyczaj :)
Tytuł: Był sobie świnki trzy
Autor: Olga Rudnicka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: marzec 2016
Natalia - ocena: 10/10
Na wstępie - apel!
Dziewczyny, kupujcie i czytajcie - "Były sobie świnki trzy", gdyż to zdecydowanie najlepsza powieść Olgi Rudnickiej ze wszystkich, jakie do tej pory napisała, a ma ich już przecież na swoim koncie niemało. Po prostu cud, miód i orzeszki! Powieść jest naprawdę kapitalna, uśmiech nie schodził mi z ust i naprawdę nie mogłam się od niej oderwać ani na chwilę.
Wszystkie trzy bohaterki są mega odjechane, nieprzewidywalne i nie da się ich nie polubić. Pozornie każda z nich to typ głupiutkiej blondyny, która do trzech nie potrafi zliczyć (tak przynajmniej sądzą ich małżonkowie), ale jak się dość szybko okazuje żadna z nich wcale głupia nie jest. Jolka, Marta i Kama przyjaźnią się od dawna, ich mężowie też są kolegami. Wszystkie trzy pary mają za sobą spory małżeński staż i są już sobą znudzone. Dziewczyny zaczynają podejrzewać, że ich wiarołomni mężowie zamierzają wymienić je na lepszy (i znacznie nowszy) model i postanawiają się ich pozbyć. I to jak najszybciej.
„- Nie możesz oczekiwać, że jedna z nas zabije człowieka, który w niczym nam nie zawinił – odparła Jolka. - Jestem zdecydowanie przeciwna zabijaniu kogokolwiek poza własnym prywatnym mężem. Nie jestem psychopatką.”
I wtedy dopiero zaczyna się dziać. Wydarza się jeden wypadek, potem drugi i kolejny, ktoś komuś uszkodził auto, ktoś kogoś zaszantażował, śledził, oskarżał. Pewien policjant zaczyna się tym nadmiernie interesować, choć to nie jego rewir, pewna ambitna kochanka ma już dosyć bycia kochanką, w ruch idą leki na przeczyszczenie, suszarka do włosów, a dziewczyny są zbyt gadatliwe...
„Były sobie świnki trzy” to lektura naprawdę godna polecenia, gdyż ma wszystko, czego oczekujemy, czyli wartką akcję, niebanalne podejście do tematu, świetnie napisane dialogi i mnóstwo humoru (i to często czarnego). W sumie nic dziwnego, ponieważ takie właśnie w większości są książki Olgi Rudnickiej, która zawsze umie mnie rozbawić i zaciekawić. Przyznam, że po jej książki sięgam zawsze w ciemno, bez wahania i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Tym razem też tak było, gdyż ta historia wciągnęła mnie już od pierwszej strony i nie mogłam się od niej oderwać aż do końca. Widać, że autorka wszystko dobrze sobie przemyślała i poukładała, a zastosowane przez nią rozwiązania „problemów” są dość niezwykle.
Zarówno postacie pierwszo-, jak i drugoplanowe są świetnie nakreślone, napięcie narasta stopniowo, a zakończenie jest zaskakujące. Nic tylko brać, kupować, nie marudzić. I zaręczam, że nie będziecie żałować.
Jeśli więc chcecie się przekonać, czy małżonkowie owych trzech pań zasłużyli sobie na to, co ich spotkało, cóż takiego żony dla nich wymyśliły i czy udało im się to zrealizować, koniecznie przeczytajcie tę książkę. Dobra zabawa gwarantowana!
Ta powieść to nie tylko obowiązkowa lektura nie tylko dla pań, ale przede wszystkim dla panów - z tym, że dla nich niech to będzie forma przestrogi, do czego mogą posunąć się kobiety, jeśli się je sprowokuje i że lepiej nie kazać przyszłej żonie podpisywać intercyzy, gdyż to się może dla nich naprawdę źle skończyć. Naprawdę gorąco polecam!
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!
Od wczoraj czeka na półce na swoją kolej, a po Twojej recenzji coś czuję, że jej pora nadejdzie szybciej niż przewidywałam :D
OdpowiedzUsuńJuż mam :) tylko nie wiadomo kiedy zostanie przeczytana
OdpowiedzUsuńoj to nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńJeszcze nic nie czytałam Olgi Rudnickiej, ale na pewno się skuszę na tę książkę :)
OdpowiedzUsuńJa już kupiłam i teraz czekam na odpowiednią chwilę :) Po znakomitym spotkaniu z "Diabli nadali" myślę, że autorka mnie nie zawiedzie :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo, no, ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tutti
MÓJ BLOG
Nie znam jeszcze twórczości Rudnickiej, ale cieszę się, że "Były sobie świnki trzy" czekają na czytniku - widzę, iż to dobra lektura na pierwszy raz z tą pisarką. ;-)
OdpowiedzUsuńKocham Rudnicką za to, że pisze tak świetne kryminały.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej mam ochotę ją poznać :)
OdpowiedzUsuńNic jeszcze Rudnickiej nie czytałam, ale kryminały, nawet te na wesoło lubię.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na konkurs!
Właśnie szukam książki dla mojego mężczyzny, chyba już znalazłam. :D
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię humor w powieściach Rudnickiej. Tą zamierzam przeczytać, jak tylko dorwę ją w bibliotece, na razie jest już wypożyczona. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka świetna, uwielbiam styl Rudnickiej, ale zdecydowanie lepsza była jej poprzednia powieść - "Diabli nadali". Czytałaś? :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie książki a humorem, więc jeśli kiedyś zdecyduję się poznać twórczość tej autorki to myślę, że zacznę właśnie od tej pozycji ;)
OdpowiedzUsuńZabawny kryminał? Zapowiada się naprawdę intrygująco!
OdpowiedzUsuń