Lubię czytać literaturę erotyczną i się z tym nie kryję. Niestety nie znalazłam jeszcze porządnej powieści erotycznej polskiego autora. Dlatego dałam szansę drugiej powieści K.N. Haner pt. "Sny Morfeusza". Jesteście ciekawi moich wrażeń?
Autor: K. N. Haner
Wydawnictwo: Helion
Data wydania: 1 lipca 2016
Natalia - ocena: 7/10
Nie mam zbyt dobrego zdania o książkach polskich autorek. Owszem, zdarzają się perełki, jednak niestety mało która powieść wywołuje we mnie większe emocje. Największym fiaskiem było dotąd pole literatury erotycznej. Dlatego postanowiłam jeszcze raz spróbować z książką polskiej autorki w tym gatunku. Stanęło na najnowszej powieści K.N. Haner "Sny Morfeusza".
Dzień jak każdy inny. Cassandra udaje się na rozmowę o pracę do jednej z najważniejszych firm na rynku. Nie spodziewa się, że jej rozmówca okaże się skończonym gburem. Niewiele później odwiedza pewny nocny klub, w którym poznaje Morfeusza w tajemniczej masce. Spędza z nim upojne chwile, o których trudno jej potem zapomnieć. Na dniach dostaje telefon z wiadomością o przyjęciu na stanowisko, na które aplikowała. Tak rozpoczyna się erotyczna przygoda Cassandy, a wraz z nią liczne dylematy, problemy i dziesiątki tajemnic do rozwiązania.
Jak na książkę polskiej autorki w gatunku literatury erotycznej, czuję się usatysfakcjonowana lekturą. K.N. Haner zdecydowanie poprawiła swój warsztat od czasu opublikowania pierwszego tomu "Na szczycie". Akcja toczy się płynniej, fabuła jest konkretniejsza i jakby dokładniej zaplanowana. Pojawiły się pewne nieścisłości i rzeczy, które nie do końca do mnie przemówiły, ale były one na tyle drobne, że nie będę się do nich przyczepiać. Szczególnie, że jeśli cokolwiek więcej Wam o nich powiem, to zepsuję część niespodzianek w trakcie lektury, a wierzcie mi, że warto samemu się z nią zapoznać i odkrywać historię wraz z bohaterami.
Istotnym elementem każdego erotyka są oczywiście sceny łóżkowe - chociaż "łóżkowe" to nie jest odpowiednie słowo w przypadku tej powieści, ponieważ główni bohaterowie uprawiają seks wszędzie, niemal każdego dnia. Mieszkanie, samochód, hotel, samolot - to tylko kilka z miejsc, które zapewne w pamięci Cassandry zapisały się jako orgazmiczne. Piszę o tym jednak nie po to, by skomentować apetyt seksualny postaci, lecz by podkreślić, że u K.N. Haner nie doświadczymy schematów w scenach seksu jak przykładowo w serii Crossfire. Każda scena czymś się od siebie różni - pozycją, miejscem, zachowaniem bohaterów, efektem końcowym etc. To zdecydowanie zadowoli fanki literatury erotycznej, które są znudzone powieściami z "momentami", które wyglądają jak skopiowane - z rozdziału na rozdział.
Niemniej nie mogę pominąć bohaterów, którzy doprowadzali mnie momentami do szału. Owszem, Morfeusz był mega seksowny i rzeczywiście mnie zainteresował swoją osobowością, jednak jego nieustanna potrzeba sprawowania kontroli nad wszystkim i wszystkimi niezwykle mnie wkurzała. U Greya to było seksowne, tutaj niestety mocno przesadzone. I jakby niestety skopiowane od E.L. James. Cassandra miała swoje momenty, jednak nie podobała mi się jej relacja z Tommym (a tak naprawdę jej podejście do ich relacji) oraz niesłowność. Jej nastrój, tak samo jak jego zresztą, zmieniał się jak w kalejdoskopie i czasem trudno było nadążyć. W wielu sytuacjach obydwoje główni bohaterowie wydawali mi się po prostu niespełna rozumu. Przykładowo - samolot wpada w turbulencje, stewardessa prosi o zapięcie pasów. Co robią bohaterowie? Oczywiście uprawiają seks.
Na początku zraziło mnie wulgarne słownictwo pojawiające się w książce, jednak szybko do niego przywykłam. Ogólnie jestem osobą, która sądzi, że można napisać scenę erotyczną bez przekleństw, ale wiem, że według wielu osób dodają one dosadności, więc nie krytykuję tego.
Podsumowując, K.N. Haner udowodniła, że polskie autorki również mogą napisać porządną powieść w gatunku literatury erotycznej. Ja jestem niesamowicie ciekawa kolejnych jej historii, a Wam polecam lekturę tej. To zdecydowanie dobra powieść na pierwsze spotkanie z twórczością autorki.
Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję autorce - K.N. Haner - i Wydawnictwu Helion.
Nie mam zbyt dobrego zdania o książkach polskich autorek. Owszem, zdarzają się perełki, jednak niestety mało która powieść wywołuje we mnie większe emocje. Największym fiaskiem było dotąd pole literatury erotycznej. Dlatego postanowiłam jeszcze raz spróbować z książką polskiej autorki w tym gatunku. Stanęło na najnowszej powieści K.N. Haner "Sny Morfeusza".
Dzień jak każdy inny. Cassandra udaje się na rozmowę o pracę do jednej z najważniejszych firm na rynku. Nie spodziewa się, że jej rozmówca okaże się skończonym gburem. Niewiele później odwiedza pewny nocny klub, w którym poznaje Morfeusza w tajemniczej masce. Spędza z nim upojne chwile, o których trudno jej potem zapomnieć. Na dniach dostaje telefon z wiadomością o przyjęciu na stanowisko, na które aplikowała. Tak rozpoczyna się erotyczna przygoda Cassandy, a wraz z nią liczne dylematy, problemy i dziesiątki tajemnic do rozwiązania.
Jak na książkę polskiej autorki w gatunku literatury erotycznej, czuję się usatysfakcjonowana lekturą. K.N. Haner zdecydowanie poprawiła swój warsztat od czasu opublikowania pierwszego tomu "Na szczycie". Akcja toczy się płynniej, fabuła jest konkretniejsza i jakby dokładniej zaplanowana. Pojawiły się pewne nieścisłości i rzeczy, które nie do końca do mnie przemówiły, ale były one na tyle drobne, że nie będę się do nich przyczepiać. Szczególnie, że jeśli cokolwiek więcej Wam o nich powiem, to zepsuję część niespodzianek w trakcie lektury, a wierzcie mi, że warto samemu się z nią zapoznać i odkrywać historię wraz z bohaterami.
Istotnym elementem każdego erotyka są oczywiście sceny łóżkowe - chociaż "łóżkowe" to nie jest odpowiednie słowo w przypadku tej powieści, ponieważ główni bohaterowie uprawiają seks wszędzie, niemal każdego dnia. Mieszkanie, samochód, hotel, samolot - to tylko kilka z miejsc, które zapewne w pamięci Cassandry zapisały się jako orgazmiczne. Piszę o tym jednak nie po to, by skomentować apetyt seksualny postaci, lecz by podkreślić, że u K.N. Haner nie doświadczymy schematów w scenach seksu jak przykładowo w serii Crossfire. Każda scena czymś się od siebie różni - pozycją, miejscem, zachowaniem bohaterów, efektem końcowym etc. To zdecydowanie zadowoli fanki literatury erotycznej, które są znudzone powieściami z "momentami", które wyglądają jak skopiowane - z rozdziału na rozdział.
Niemniej nie mogę pominąć bohaterów, którzy doprowadzali mnie momentami do szału. Owszem, Morfeusz był mega seksowny i rzeczywiście mnie zainteresował swoją osobowością, jednak jego nieustanna potrzeba sprawowania kontroli nad wszystkim i wszystkimi niezwykle mnie wkurzała. U Greya to było seksowne, tutaj niestety mocno przesadzone. I jakby niestety skopiowane od E.L. James. Cassandra miała swoje momenty, jednak nie podobała mi się jej relacja z Tommym (a tak naprawdę jej podejście do ich relacji) oraz niesłowność. Jej nastrój, tak samo jak jego zresztą, zmieniał się jak w kalejdoskopie i czasem trudno było nadążyć. W wielu sytuacjach obydwoje główni bohaterowie wydawali mi się po prostu niespełna rozumu. Przykładowo - samolot wpada w turbulencje, stewardessa prosi o zapięcie pasów. Co robią bohaterowie? Oczywiście uprawiają seks.
Na początku zraziło mnie wulgarne słownictwo pojawiające się w książce, jednak szybko do niego przywykłam. Ogólnie jestem osobą, która sądzi, że można napisać scenę erotyczną bez przekleństw, ale wiem, że według wielu osób dodają one dosadności, więc nie krytykuję tego.
Podsumowując, K.N. Haner udowodniła, że polskie autorki również mogą napisać porządną powieść w gatunku literatury erotycznej. Ja jestem niesamowicie ciekawa kolejnych jej historii, a Wam polecam lekturę tej. To zdecydowanie dobra powieść na pierwsze spotkanie z twórczością autorki.
Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję autorce - K.N. Haner - i Wydawnictwu Helion.
Cóż, po samym opisie fabuły widać, że autorka bardzo mocno inspirowała się zagranicznymi powieściami z tego gatunku. Szkoda, bo takie powielanie schematów nigdy nie wychodzi na dobre. Można tutaj wymyślić tyle ciekawych historii, ale oczywiście to musi być bogaty biznesmen i jego pracownica :P Tak czy siak z ciekawością sięgnę, nie czytałam jeszcze żadnej powieści erotycznej polskiej autorki. Okładka również mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Zaryzykuj i zobacz :) Dla mnie okładka jest mocno przeciętna.
UsuńTa okładka przypomina mi troszkę Greya, tę nową czwartą część będącą zarówno pierwszą, widzianą oczami Christiana, oraz Sen Henny, który zbyt dobrze to u mnie nie wypadł, ALE ta książka wydaje się nader kusząca i jeśli będę mieć okazję, przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej drugiej, jednak co do pierwszego trochę się zgadzam :) Jak zaznaczyłam, nawiązania do Greya są.
UsuńJestem tej książki całkiem ciekawa. "Na szczycie" mnie zraziło, wręcz odrzuciło, ale może "Sny..." okażą się bardziej warte uwagi. Przekleństwa wydają się domeną wszystkich książek z wątkiem erotycznym (czy tutaj jest element gangsterski? Już miałam się zapędzać, a muszę się zapytać :))
OdpowiedzUsuńPozycja ciekawa, choć nie jest moim "must have".
Pozdrawiam!
Przyznam szczerze, że patronat nad "Na szczycie" obejmowała Martyna, nie ja. Mnie też nie zachwyciło ;)
UsuńHaha, o elemencie gangsterskim nic nie powiem, może sama się przekonasz.
Mam w planach poznać autorkę i jej debiut - choć mogę równie dobrze zacząć i od tej powieści ;3
OdpowiedzUsuńOd tej chyba lepiej :)
UsuńJa jestem bardzo ciekawa tej pozycji. Sądzę, że będzie zdecydowanie lepsza niż "Na szczycie", dlatego chętnie ją przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury!
UsuńMiałam okazję czytać "Na szczycie" i wolę tej książki nie komentować, bo tylko jak myślami do niej wracam, to mam ochotę zgrzytać zębami przez to, jaka słabizna to była. Język autorki był strasznie powtarzalny, strasznie potoczny i prosty, zero jakiegoś polotu - trochę drewniany. A do tego 95% to dialogi... Po tę nie sięgnę, zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńTutaj dialogi też stanowią dużą część książki. Bohaterka jest mega denerwująca, ale autorka twierdzi, że tak jest celowo, więc zobaczymy, co się wydarzy w kolejnych tomach. Jak dla mnie, historia lepsza niz NS.
UsuńRekomenduje Pani tę powieść, a recenzja wcale nie zachwyca. Po co robić coś tylko dla lansu i reklamy? Znam twórczość Kasi i wkurza mnie, że coraz więcej osób żeruje na jej twórczości i wykorzystuje jej dobre serce i naiwność. A odpowiedzi jakie udziela tu Pani na komentarze to po prostu skandal. Zaprzecza Pani sama sobie. Po co pisać, że książka nam się podoba, a potem wymieniać co nam się w niej nie podobało? I to nie jest jedna rzecz, to cała masa argumentów z Pani strony. Przykre to.
OdpowiedzUsuńEch, widzisz Natalio, lepiej od współpracy ze wspomnianą autorką trzymać się z dala. Jeśli to nie będzie recenzja pełna zachwytów, to niestety zaczynasz też "współpracować" z jej świtą, a ona nie pozwoli na takie "zniewagi". Nie wiem kiedy Wy, fanki K.N. Haner, zrozumiecie, że takim zachowaniem tylko jej szkodzicie, a nie pomagacie. Tworzycie dla niej nowych hejterów, albo przynajmniej kogoś, kto od razu poczuje autentyczną niechęć do niej i jej twórczości przez takie zachowania. Przeczytałaś recenzję? Była średnia? Okej, weź oddech i idź dalej. Skoro K.N. Haner nie widzi nic złego w takiej współpracy, to co Tobie do tego?
UsuńKarolino,
Usuńnapisałam jedynie, że drażniła mnie bohaterka :) Resztę uznałam za plusy lub też uznałam jako neutralne. Polecam, by na przyszłość czytać coś więcej niż pogrubione fragmenty.
Może dlatego, droga pani, że twórczość pani Haner jest po prostu tak kiepska, że aby nie powiedzieć tego wprost i nie sprawić przykrości autorce, trzeba to obejść mniej dosadnymi słowami. A to, że uważa pani, iż twórczość autorki jest wspaniała, świadczy jedynie o tym, że nie ma Pani zielonego pojęcia o tym, jaka książka zasługuje na miano "wspaniała". Jeśli ktoś oczekuje jedynie wulgarnego seksu, płaskich pozbawionych wnętrza postaci, które najlepiej jakby nie rozszczepiały się z seksualnego uścisku, to cóż poradzić i tacy czytelnicy muszą istnieć na rynku. Proszę jedynie swoimi komentarzami nie szkalować ludzi, którzy cenią w książkach ciut więcej, niż tanie porno i dla których czytanie to nie tylko wstęp do masturbacji, ale też cos o wiele więcej. I odpowiadając od razu na nienazwany zarzut...nie mam 13-nastu lat i nie boję się literatury erotycznej, jak zawsze autorka i jej fanki zarzucają przeciwnikom jej twórczości. Umiem natomiast rozpoznać dobra literaturę, której bynajmniej nie rozpoczęłam od "50 twarzy Greya".
OdpowiedzUsuńPani nick wiele mówi :) A tak poważnie, to przecież autorka tego bloga rekomenduje książkę, więc powinna się jej podobać, prawda? Nie oceniam tego, że innym się twórczość K.N.Haner nie podoba, bo gusta są różne, a mówiąc o tym, że skoro mnie się podoba to oznacza, że jestem gorsza czy coś w tym rodzaju, najnormalniej w świecie mnie Pani obraża. Proszę sobie czytać te swoje wspaniałe książki i erotyki na Pani poziomie, a ja pozwolę sobie sama dobierać literaturę jaką chcę poznawać. Dla mnie, jak i dla wielu osób, twórczość K.N.Haner jest na tyle dobra, że kupujemy i będziemy kupować jej książki.
UsuńBardzo zabawne, to ,co pani pisze, bo to własnie pani wyskoczyła do autorki bloga z oskarżeniami, jakoby nie rozpływa się należycie z zachwytów, a przecież powinna. Z tego co mi wiadomo K.N.Haner zaprosiła do lektury tej recenzji na własnej stronie FB, co oznacza, że nie ma do niej zastrzeżeń. A jeśli takowe ma i żali się gdzieś na prywatnych grupach, to chyba jej problem. Ja nikogo nie oskarżam o bycie gorszym z racji zachwycania się twórczością K.N. Haner, oskarżam jednak jej fanów (nie wszystkich) o małostkowość i brak kultury w dyskusjach, co tylko wystawia świadectwo autorce. Fajnie by było poczytać mądre i pozbawione złośliwości komentarze, które świadczyłby o inteligencji tychże osób, ale niestety, każdy występ w którym bierze udział autorka pociągą za sobą "śmierdzący" ogon w postaci nawiedzonych fanek, które w zasadzie nie mają nic mądrego do powiedzenia. Jeśli tak mocno zakochana jest pani w twórczości K.N.Haner to proszę ją promować i wystawiać laurki gdzie się da i proszę zostawić w spokoju ludzi, którzy nie omdlewają z zachwytu nad kartkami papieru wypełnionymi od deski do deski wulgarnymi dialogami. Autorka bloga, jako jedna z nielicznych nie dała się "sprzedać" i wspomniała o wadach książki, których w niej bez liku, a której ze względu na bliskie kontakty z autorką (która sama o to zadbała) po prostu cała reszta recenzentów zapomniała.
UsuńAutorka bloga faktycznie jako jedna z nielicznych wskazuje w recenzji słabe punkty tej książki, ale ta sama autorka bloga napisała swoją rekomendację na okładkę tej książki, więc co? Wtedy nie wiedziała, że ma do czynienia z tak słabą powieścią? Napisała więc rekomendację w ciemno? Czyli zwyczajnie się sprzedała za swoje nazwisko i nazwę bloga na skrzydełku?
UsuńNie lubię twórczości Pani Haner, ale nie lubię też kłamstwa i obłudy ze strony recenzentów.
Nie przesadzajmy, pani Anno. Po pierwsze - recenzentka zaznaczyła, że całość przypadła jej do gustu, a książkę poleciła czytelnikom. Po drugie - objęcie patronatu równa się ignorowaniu błędów powieści? Raczej nie. Gdzie tu kłamstwo i obłuda? Mamy przed sobą rzetelną recenzję, ujawniającą wady i zalety książki. Ja doprawdy nie rozumiem oburzenia fanów. Książka dostała 7/10, a nie 1/10. Prawdziwy krytyk znajdzie błędy nawet u noblistów... Odszukanie ich jest wręcz obowiązkiem recenzenta - nie ważne, czy objął daną pozycję patronatem medialnym, czy nie.
UsuńPo pierwsze - nie życzę sobie jakichkolwiek najazdów pod adresem autorki. Oceniamy twórczość, nie człowieka.
UsuńPo drugie - to, że rekomendacja znalazła się na okładce, nie znaczy, że książka nie ma swoich minusów. Uważam ją za dobrą, wartą polecenia innym - tak jak zresztą napisałam w recenzji. Nie odradzałam lektury, bo chcę, by to właśnie "Sny Morfeusza" były historią, z którą zapoznają się najpierw osoby nieznające dotąd twórczości K.N. Haner.
Po trzecie - wystarczy prześledzić bloga, by zauważyć, że nawet w książkach/seriach, którym patronuję, nieraz wskazuję to, co mi się nie podobało. Od tego są recenzje. Nie mogę na ślepo chwalić książki, jeśli ma minusy. W tym przypadku książka jest na tyle dobra, że ją śmiało polecam. Wystarczy tylko przeczytać recenzję.
Dla mnie patronat oznacza polecenie czegoś, CO MIAŁAM OKAZJĘ wcześniej poznać i polubić. Skoro bierzesz pod swoje skrzydła coś czego nie znasz, chwalisz to, ale z Twojej opinii wynika, że książka Ci się nie podobała, jestes dla mnie zwyczajnie obłudną hipokrytką i kłamczuchą. Sorry, ale taka prawda.
UsuńMiałam do Ciebie szacunek, ale właśnie go straciłaś.
I masz rację - patronat obejmuje się nad powieściami, które się zna i które się rzeczywiście mocno spodobały. Nie znaczy to, że powieść nie może mieć jednak jakichś minusów, które zmienią ocenę z 10/10 na 8/10. To normalne, że nie ignoruje się tego, co dla recenzenta stanowiło jakiś minus lektury.
UsuńWidzę, że mylone są pojęcia rekomendacji z recenzją. Pierwszy raz słysze, że jak się coś rekomenduje to trzeba kochać i wielbić. Subiektywna ocena jest ważna. Trzeba pokazać błędy, bo może ktoś nie lubi konkretnych aspektów i zastanowi się dwa razy. Lepiej po coś nie siegnąć, niż potem mieć niesmak.
UsuńZgadzam się z recenzją Nat. Mam takie same spostrzeżenia. Powieść jest godna uwagi, ale nie bez wad.
W Redna nie cała reszta recenzentów zapomniała. U siebie wymieniłam wady i zalety :)
Pozdrawiam wszystkich :)
mejaczek - nie twierdzę wcale, że cała reszta :). W żadnym razie nie generalizuję. Jednak pośród tony laurek i nierzetelnych recenzji naprawdę ciężko dogrzebać się do szczerych opinii. Zwłaszcza przed premierą - zobaczymy, czy niedługo zaczną się pojawiać.
UsuńCo do twojej recenzji - zerknęłam - istotnie wspominasz o wadach (wulgarność itd.) i w tym wypadku czytelnik może już sobie wyklarować, czy to pozycja dla niego. Chapeau bas.
Ale gdzie w tych wszystkich recenzjach kwestia warsztatu? Gdzie informacje o stylu? Jak ta książka jest napisana? To też jest ważne, a zbyt wielu recenzentów o tym zapomina. Nie wystarczy napisać: styl jest prosty, autorka poprawiła warsztat... Trzeba mieć o tym pojęcie - niestety. Jak buduje fabułę, stopniuje napięcie, czego NADUŻYWA. Bo nadużywa. Jak i wielu innych autorów. O tym trzeba pisać. Nie sama historia się liczy, ale i zapis. Niestety. Mało kto się tym interesuje, w efekcie czego dostajemy rozmemłane mielone powielone tysiące razy, bo ludzie się na tych recenzjach opierają i kupują. To jest zdzierstwo.
PS. Żeby ktoś mi nie zarzucił Bóg wie czego - powyższy komentarz nie odnosi się stricte lub tylko i wyłącznie do książki p. Haner, a do ogólnego zjawiska, jakim jest promowanie paszkwili, BO TAK, albo BO SIĘ NIE ZNAM I NAPISZĘ BYLE CO, albo BO DOSTAŁAM KSIĄŻKĘ I MUSZĘ NAPISAĆ ŁADNĄ LAURKĘ <3.
Pozdrawiam
W Redna, jestem niesamowicie wdzięczna za taki komentarz. Dawniej dostawałam wiadomości, że czytelnicy wolą więcej informacji o fabule i pomyśle autora niż o języku i warsztacie pisarskim, stąd zaczęłam go opisywać bardziej pobieżnie. Dobrze wiedzieć, że jednak są osoby, które dalej zwracają na to uwagę - z pewnością będę o tym pamiętać przy kolejnych recenzjach. Dziękuję!
UsuńZależy jacy czytelnicy. Jedni chcą tego, inni tamtego. Sztuka polega na tym, żeby zadowolić wszystkich.
UsuńNiestety trudno jest zadowolić wszystkich.
UsuńCzytając Pani recenzję już na początku pojawiło się pytanie o ilość książek polskich autorów, które przeczytała Pani bez wcześniejszych uprzedzeń. Szanuję opinie, które są różne od moich, ale ostatnio coraz częściej spotkam się z brakiem szacunku lub bardzo surową oceną wystawioną przez polskich blogerów "naszym" autorom. Prawdą jest, że wielu z nich nie powinno wydawać książek, ale jest wielu już bardzo dobrych lub mających bardzo duży potencjał, by takim pisarzem zostać. Przeraża mnie zachwyt nad wszystkim, co zostało napisane i wydane poza granicami naszego kraju. Wystarczy znane nazwisko i czytamy same pochwały, mimo, że książka jest po prostu bardzo słaba. Cenię sobie niezależne recenzje, ale prawdziwe - takie w których nie ma uogólnień. Wolę też najpierw zobaczyć, że przysłowiowa szklanka jest do połowy pełna, a dopiero potem, że jest w połowie pusta. Przeczytałam kilka tysięcy książek, których lektura wyostrzyła moją wrażliwość na dobro. Nie chcę wchodzić w dyskusję, zwracam tylko uwagę na uprzedzenia, które coraz częściej zauważam, czytając recenzje na polskich blogach. To one sprawiają, że Wasza praca traci sens, bo nie ma w tym prawdy.
OdpowiedzUsuńNie twierdzę, że to, co zagraniczne, jest najlepsze pod słońcem. Nigdy tak nie mówiłam. W Polsce niestety niezwykle popularny jest self-publishing, gdzie wystarczy wydać kilka tysięcy i każda książka pójdzie do druku.
UsuńZgadzam się, że recenzowanie książki na podstawie znanego nazwiska jest niepoważne. Tak samo nie uznaję recenzowania książki na 10/10 tylko dlatego, że autor jest Polakiem i zrozumie wszystkie uwagi, które opiszę, a po co tu ranić człowieka... Więc rozumiem oburzenie. Mogę jedynie zapewnić, że tutaj ewidentnie źle mnie zrozumiałaś.
Nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej książki tej autorki. Jeśli będę mieć możliwość, to pewnie sięgnę po nią, ale w oczy rzucają się nawiązania do Greya. Okładka również kojarzy mi z czwartą częścią, pisaną właśnie z perspektywy Greya.
OdpowiedzUsuńAno racja, też mi się mocno z nią kojarzy :)
UsuńJak na polskie standardy 7/10, jedno zastrzeżenie - Cassandra. Nie mogę tej kobiety, strasznie zmienna. Zmieniłabym ją
OdpowiedzUsuń