Okładka, która zachwyciła wielu i orientalny klimat - czy Emily R. King odkryła przepis na sukces?
~ * ~
Istnieją książki, które pod piękną okładką nie prezentują żadnej wartościowej treści. Na szczęście „Setna królowa” nie należy do tej grupy i jako okładkowa sroka mogę śmiało powiedzieć, że całkiem dobrze bawiłam się przy lekturze, która okazała się niemal równie przyjemna jak oprawa graficzna i tym samym sprawiła, że z ciekawością sięgnę po kolejne tomy.
Jednak zacznijmy od początku.
Kalinda nie zna rodziny ani pochodzenia. Wie tylko, że od dawna cierpi na nawracające gorączki, przez które nie nadaje się na rolę żony czy nawet służącej. Wychowuje się w zakonie, który niespodziewanie odwiedza potężny radża. Kali wyrusza w podróż do haremu, gdzie jako setna i ostatnia żona stanie w szranki z innymi wybrankami władcy. Jak zareaguje radża, gdy dowie się, że dziewczyna zakochała się w kimś innym? Czy uda jej się udowodnić, że jest warta więcej, niż wszystkim się wydaje? Jak tajemnicza gorączka wpłynie na przebieg rywalizacji?
Pierwszym i ogromnym plusem „Setnej królowej” jest dynamika. Nie ma tutaj miejsca na nudę, akcja goni akcję, intryga intrygę, a między bohaterami iskrzy. Nie mówię tu akurat o chemii, gdyż tej akurat trochę mi zabrakło , lecz o dobrze wykreowanych relacjach między większością postaci. Jedne knują przeciwko drugim, spiskują, zdradzają…i także nieraz wykorzystują. Warto zwrócić na to szczególną uwagę, analizując przedstawiony obraz kobiety, która w świecie stworzonym przez Emily R. King powinna zawsze usługiwać mężczyźnie, być źródłem jego przyjemności i zapewnić mu potomka. Z pozoru zapowiada się na kolejną historię o tym, jak kobieta próbuje walczyć o swoje – i tak jest. Początek wręcz sugeruje, że do obrony ideałów feminizmu jest „Setnej królowej” daleko. Na szczęście to tylko złudne wrażenie, pewnego rodzaju fatamorgana, która szybko ukazuje prawdziwy obraz – kobiety zdeterminowane, silne, pełne frustracji, ale też woli walki. Kobiety, które nie wiedzą, czym jest porażka i nie chcą wierzyć w jej istnieje. Kobiety, które walczą każdą cząstką siebie o swoje prawa i godność.
"- Więc zasłużyła sobie na karę? Na to upokorzenie i rozerwanie na strzępy? Bo odważyła się zrobić to, czego pragnęła? Bo odważyła się kochać kogoś, kogo sama wybrała?"
Drugą zaletą historii Emily R. King jest umiejscowienie akcji i niesamowity klimat, który się z nim wiąże. Jeśli choć trochę mnie znacie, z pewnością wiecie, jak bardzo uwielbiam historie związane z Orientem – miejscem, postaciami i kulturą tych rejonów świata. „Setna królowa” łączy w sobie wiele elementów, za które pokochałam Indie, a jednocześnie miesza tamtejsze realia z kulturą turecką, arabską oraz przepiękną baśniowością i magią. Szczególnie warto zwrócić uwagę na miejsce akcji pod kątem wspomnianego już obrazu kobiet w powieści. Mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło takie nawiązanie do obecnej sytuacji społecznej w Indiach i innych wybranych krajach Orientu, gdzie często uznaje się, że kobieta powinna podlegać mężczyźnie pod niemal każdym względem.
"- Wiem, jak to jest, gdy musisz się ukrywać, ale nie możesz wiecznie tłumić tego, kim jesteś."
Kolejnym plusem jest nieziemska okładka – mnie omamiła już za pierwszym razem, gdy spostrzegłam ją w zapowiedziach na grupie Wydawnictwa Kobiecego. Powód ten sam – po prostu uwielbiam te klimaty. Dłoń z piękną błyszczącą złotem henną oraz iskra magii pomiędzy palcami, a to wszystko na tle cudownej czerwieni kobiecego stroju z pięknie zgrywającym się kolorystycznie i stylistycznie napisem.
Nadszedł ten moment, gdy muszę jednak pokazać też złe strony tej historii, a konkretnie jedną, która kompletnie (naprawdę w 97,5%!) nie wypaliła – relację między Kali i Devenem, jej strażnikiem. Przede wszystkim brakuje tutaj logiki. Kalinda wychowała się w zakonie, od urodzenia nie poznała żadnego mężczyzny, dopóki nagle nie została wrzucona na głęboką wodę i na „dzień dobry” zetknęła się z ich brutalnością i brakiem litości. Mimo to bardzo szybko zaczyna ufać strażnikowi, otwiera się na miłość i w mojej opinii momentami traci przez nią rozsądek. Nie mówiąc już o tym, że czasami aż chciałam spytać, za którymi drzwiami jednorożec właśnie „rzyga tęczą”.
Niemniej podsumowując, „Setna królowa” intryguje orientalnym klimatem. Oczarowuje czytelnika nie tylko magią i odmienną kulturą, lecz przede wszystkim siłą kobiet, w tym całkiem nieźle skonstruowaną główną bohaterką, która jest postacią silną, zdecydowaną i zazwyczaj rozsądnie myślącą.
Jako że jest to dopiero początek serii, która obecnie ma cztery tomy i nie wiem, czy będzie kontynuowana, mam ogromną nadzieję, że akcja dalej utrzyma tak dobre tempo, a miłość Kali i Devena nabierze sensu oraz chemii – obecnie niestety bardzo jej brakuje.
Jestem na tak! Ten klimat książki właśnie mnie kusił od samego początku, kiedy była mowa o zapowiedzi tej książki no i tematyka jest inna niż czytam i to mnie bardzo intryguje. Jest na mojej liście, więc na pewno przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńMnie tak samo najbardziej kusił ten klimat i naprawdę jest mocno wyczuwalny :)
UsuńOkładka jest genialna! O książce nie słyszałam wcześniej, ale myślę, że dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam! Obłędnie klimatyczna!
Usuń