"Mała syrenka" i feminizm zamknięte w jednej książce? Tego się nie spodziewałam po powieści "Pod taflą" Louise O'Neill.
~ * ~
Lubię sięgać po retellingi bajek i baśni, które znam z dzieciństwa. Natrafiam oczywiście zarówno na prawdziwe perły w morzu, jak i niebezpieczne rusałki, które grożą zmarnowaniem cennego czasu na marną lekturę. Sama jednak żadnej dotąd nie żałowałam. Może dlatego, że za bardzo cenię sobie taką formę powrotu do młodszych lat, a może po prostu wierzę, że w moje ręce wpadnie jak najwięcej takich cudowności jak "Pod taflą" Louise O'Neill - książka, po której spodziewałam się wiele, ale nie tego, co dostałam.
Młodą, gdyż dosłownie 15-letnią, syrenkę Gaję od lat dręczą wątpliwości. Ma dość życia pod wodą z ojcem-tyranem i perspektywą aranżowanego małżeństwa z najbardziej obrzydliwym kandydatem, jakiego królewska córka mogłaby sobie wyobrazić. Od dzieciństwa żyje jednak w strachu przed światem nad taflą wody - światem, który odebrał jej matkę. Jednocześnie podczas swojego pierwszego wynurzenia się z wody i obcowania na odległość z grupą młodych ludzi zostaje świadkiem tragedii, podczas której wszyscy giną w otchłani, rozszarpani przez drapieżne rusałki - wszyscy poza jednym chłopakiem, który wyjątkowo przyciąga jej uwagę i zainteresowanie.
Gdy w końcu pętla presji i oczekiwań rodziny i dworu, zaciskająca się na jej marzeniach niczym na gardle, zaczyna ją dusić, Gaja postanawia zaryzykować i zawrzeć pakt z morską wiedźmą. Ma miesiąc, by rozkochać w sobie uratowanego człowieka albo na zawsze straci nie tylko swój głos, ale też życie.
Stawka jest ogromna, gra - niełatwa, a świat ludzi - pełen niebezpieczeństw.
Uwaga, jeśli oczekujecie, że Gaja będzie wymalowaną Arielką, morska wiedźma idealnie odwzoruje bajkową Ursulę, a naszej syrence będzie towarzyszył krab z orkiestrą gotową na zawołanie, to możecie od razu zmienić nastawienie. "Pod taflą" jest retellingiem, jednak z dość mocnym twistem w fabule i morale całej opowieści. Niewątpliwie wiąże się to z wprowadzonymi elementami feminizmu, które przypisywane są do różnych kobiecych postaci. Wyłania się z nich piękny obraz kobiecej siły, przedstawionej w wielu różnych obliczach. Mamy matkę, której miłość jest odrzucana. Córkę, która dorastała bez miłości i w niewoli królewskich komnat. Wiedźmę, która nie zyskuje przy pierwszym spotkaniu, jednak jej motywy zastanawiają od samego początku. Ojca, który traktuje kobiety jak dekorację. Doradcę, który nie widzi problemu w gwałcie i przemocy. Chłopaka, który nie umie docenić lojalności i oddania.
Nad tym wszystkim wisi groźba śmierci Gai, jeśli nie rozkocha w sobie człowieka, co do którego z każdym dniem nabiera coraz więcej wątpliwości.
Pisząc o kobiecej sile, poruszyłam temat męskich postaci, ponieważ warto docenić, jak przedstawieni zostają mężczyźni i ich zachowanie wobec kobiet oraz jak interpretowane, a często wręcz ignorowane są niektóre z nich wraz z lekturą kolejnych rozdziałów. Widać, jak Gaja przechodzi przemianę i jako pierwsza z sióstr postanawia powiedzieć STOP. Jako czytelnik czekałam na ten moment, gdy w końcu jej cierpliwość się skończy i postanowi zaryzykować. Nie spodziewałam się jednak, że autorka aż tak zmieni cenę porażki, co od razu zwiększyło ryzyko i wprowadziło nieoczekiwane przeze mnie napięcie. Nie wiedziałam, jak Gai ma się udać uwieść ukochanego w takich warunkach, ale przecież miłość czasem bywa bolesna.
Wrażenie zrobiła na mnie także historia matki Gai i opowieści snute przez całą książkę na temat jej życia i utraconej matczynej miłości, której potem małe syrenki tak bardzo pragnęły. Pięknie powiązano historie jej i Gai oraz ich fascynację ludzkim światem. Gdy rozwiązała się tajemnica wokół jej odejścia z życia córek - cóż, wiem, że Sherlockiem nie jestem, ale gdzieś z tyłu głowy zakładałam taką możliwość. Miałam jednak też wiele innych scenariuszy, które wydawały mi się bardziej prawdopodobne. Finalnie jednak znacznie bardziej podoba mi się to, co stworzyła Louise O'Neill.
Okładka jest taka, jak każdy widzi. Boska. Morska. Bajkowa. Pełna arielkowych przydasiów, cotosiów i czerwonych włosów, co byśmy nie zapomnieli, że to retelling "Małej syrenki". Jednym słowem - klimatyczna. Jak dla mnie idealna.
Zakochałam się w historii syrenek i w feministycznym twiście w tak dobrze znanej nam baśni. Dziś, kończąc ten tekst, zrobiłam sobie dwugodzinną przerwę, by obejrzeć drugą i trzecią część "Małej Syrenki" - po raz kolejny, rzecz jasna. Pierwsza wciąż pozostaje moją ulubioną, jednak każdą darzę dużym sentymentem. Mam nadzieję, że "Pod taflą" to nie ostatni arielkowy retelling na mojej półce, a kontynuacji historii Gai doczekamy się już wkrótce.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu We Need Ya.
Okładka jest taka, jak każdy widzi. Boska. Morska. Bajkowa. Pełna arielkowych przydasiów, cotosiów i czerwonych włosów, co byśmy nie zapomnieli, że to retelling "Małej syrenki". Jednym słowem - klimatyczna. Jak dla mnie idealna.
Zakochałam się w historii syrenek i w feministycznym twiście w tak dobrze znanej nam baśni. Dziś, kończąc ten tekst, zrobiłam sobie dwugodzinną przerwę, by obejrzeć drugą i trzecią część "Małej Syrenki" - po raz kolejny, rzecz jasna. Pierwsza wciąż pozostaje moją ulubioną, jednak każdą darzę dużym sentymentem. Mam nadzieję, że "Pod taflą" to nie ostatni arielkowy retelling na mojej półce, a kontynuacji historii Gai doczekamy się już wkrótce.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu We Need Ya.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.