Nietuzinkowe poczucie humoru, magia, stuknięta babcia i wojownicze rodzeństwo – to wszystko, a nawet więcej, znalazłam w tej doskonale napisanej młodzieżówce.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę tej książki, od razu jej zapragnęłam. Nie kryję się z tym - jestem okładkową sroką i często kupuję książki na podstawie ich wyglądu. I tym razem dostałam w swoje ręce prawdziwą perełkę.
Raz wiedźmie śmierć to tytuł głównie skierowany do młodzieży. Ostatnimi czasy sięgam po tego typu twory, ponieważ co do zasady klasyfikuję je jako lekkie czytadła. A kolejna książka Adama Fabera zdecydowanie nie zawiodła moich oczekiwań. Było lekko, przyjemnie, niesamowicie interesująco oraz magicznie.
Ale zacznijmy od początku, czyli...
Od czarodzielnicy jednego z bohaterów. Saturnin Bies w dniu swoich trzynastych urodzin przechodzi pewnego rodzaju próbę, dzięki której zapewnia sobie miejsce w rodzinie oraz staje się pełnoprawnym magiem. W uroczystości uczestniczą jego najbliżsi: ojciec Baltazar, matka Tamara, siostra Draga oraz babcia Agrea. Wydawać by się mogło, że czarodzielnica Sata nie będzie w żaden sposób wyjątkowa nie bardziej, niż u każdego innego trzynastoletniego czarodzieja), jednakże właśnie to wydarzenie kładzie podwaliny pod resztę historii. A im dalej w las, tym bardziej zawiłymi ścieżkami prowadzi nas książka.
Nagle ze snu budzi się ciotka Ariana, która od przeszło stu lat leżała sobie zasuszona w trumnie. Niby to nic wielkiego, jednakże swoim nagłym pojawieniem się wśród żywych wywołała niepokój u Biesów. Natomiast czarodziejska społeczność jest tym faktem nie tyle oczarowana, co zaciekawiona. W końcu każdy władający magią wie, że dzięki niej można wszystko, prócz... przywrócenia kogoś do życia. A tu masz babo placek!
I to nie koniec poruszających wydarzeń, ponieważ gdy Ariana nagle okazuje się bardziej żywa, niż martwa, to były... były mąż babci Agrei umiera w dniu swojego ślubu. Na którym Agrea była jednym z gości.
Kto zabił Maximiliana de Gousse'a i czy Ariana Bies, nestorka rodu, maczała w tym swoje już nie tak martwe palce? A może to Agrea, z czystej zazdrości, pozbyła się eks-eks męża? I dlaczego Sat oraz Draga węszą tam, gdzie nie powinni? Czego szukają?
Ja Wam tego nie powiem, ale zdecydowanie polecam sięgnąć po książkę, by odpowiedzieć sobie na chociażby te powyższe pytania. Obiecuję jednak, że w trakcie lektury pojawi się ich więcej. Świat stworzony przez Adama Fabera jest różnorodny, znajomy (bo akcja częściowo dzieje się w Krakowie), magiczny (czasami odwiedzamy inne wymiary) i przede wszystkim - nie nudny. Od pierwszej do ostatniej strony pławiłam się w magii, zagadnieniach okultystycznych, intrydze, śledztwie i świetnym, ciętym humorze babci Agrei. Gdyby nie to, że moja babcia (też z Krakowa) ma podobny charakterek, zazdrościłabym Satowi oraz Dradze takiej krewnej.
To co? Skusicie się na wycieczkę do magicznej stolicy małopolski razem z Adamem Faberem? Bo ja właśnie wsiadłam na swoją miotłę (jak prawdziwa czarownica), żeby odwiedzić rodzinę Biesów raz jeszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.